CZĘŚĆ
DRUGA
1. Śmierć taty 02 08 2008
Mowa na pogrzebie Taty
Kochany Tatusiu
Niech Cię Bóg przymnie do swego
królestwa.
Przede wszystkim dziękuję Ci za
wszystko dobro które czyniłeś.
Tak oczekiwałeś aby Cię doceniać i
szanować.
Widzisz więc, jak dużo ludzi
zgromadziło się tutaj w Ostrówku i w Częstochowie, aby być z Tobą na ostatniej
drodze twojego ziemskiego życia.
Widzisz, masz potomstwo,
przekazałeś życie.
Żegnamy się z Tobą.
Masz syna z rodziną, córkę z
rodziną, masz dwoje wnuczków i dwie wnuczki, masz też jednego prawnuczka i dwie
prawnuczki.
Tak więc nadal będziesz żył w nas
i poprzez nas.
Dzisiaj jest punkt ZERO dla naszej
rodziny.
Od dzisiaj mam nadzieję, że za
Bożą i Twoją pomocą nastąpi przebaczenie, pojednanie i solidarność w rodzinie.
Tak pragnąłeś aby w Polsce było
lepiej, ale to należy robić od poprawy i jedności w rodzinie.
Niech twój rodowy „GEBUS” będzie początkiem i przykładem dla innych.
A jeśli ktoś ma coś na sercu
i jakiś żal do Ciebie to niech powie
teraz albo zamilknie na zawsze.
Idź w spokoju do Pana, wszystko
jest przebaczone i zapomniane.
A teraz niech cała rodzina zwróci
oczy na Matkę naszej rodziny.
Tak jak ktoś z psychologów
amerykańskich powiedział: „Jeśli Matka jest nieszczęśliwa to i cała rodzina
też.”
Pogrzeb Taty odbył się w sierpniu
i było bardzo ciepło i słonecznie.
2. Śmierć mamy 16 02 2013
Mowa na pogrzebie Mamy
Mamusiu!
Dziękuję Ci za szkołę życia.
Mam nadzieję, że się tam
wszyscy spotkamy.
Pogrzeb Mamy odbył się w lutym i było bardzo zimno, wietrznie i padał śnieżek (zawierucha).
Pomimo zawieruchy i śliskich dróg cała rodzina od strony mamy przybyła w komplecie.
I na pogrzeb mamy przylecieli mój mąż i syn; nie byli oni na pogrzebie taty z powodu pobytu na wczasowo - wycieczce za granicą.
Na pogrzebie mamy, ja ubrana byłam w skórzaną kurtkę z kapturem i mimo ciepłego sweterka przenikał mnie chłód tak że cała trzęsłam się z zimna. Po nijakim przemówieniu księdza nie byłam w stanie zebrać myśli.
Tak więc przeciwieństwa z pogrzebów mamy i taty, jak szalki na wadze, zimno - ciepło pochmurnie -słonecznie, wiatrzyście - cicho.
Ta sama tradycja uroczystego obiadu w tym samym miejscu na przyjęcie i ta sama firma pogrzebowa; a jedynie nie ten sam ksiądz prowadzący.
Nic nie uzgodniłam z księdzem co do przebiegu pogrzebu (inaczej było przed pogrzebem taty) ponieważ nowy na parafii ksiądz zarządził tak dużej kwoty pieniężnej, że omal miałam ochotę powiedzieć mu że nie skorzystam z jego usług. Ale zmusiłam się do powściągliwości tylko z powodu rodziny mamy. Muszę tu nadmienić o tym, że zażądałam rachunku - wypisał czynności, które nie mały miejsca m.in. kopanie dołu, jak już od 5 lat był wystawiony grobowiec i tylko trzeba było odsunąć płytę. Podobnie grabarz zażądał tak wysokiej ceny za odsunięcie płyty, więc mu podziękowałam i zamówiłam usługę w firmie w której wykonywano pomnik.
Jak to potrafią wyłudzać pieniądze z osób zamieszkujących za granicą, a przecież ja jako rencistka mam bardzo niską emeryturę i żyje z pomocy męża.
Tak to jest w Polsce, państwo zmniejsza zasiłek pogrzebowy, kościół podwyższa ceny na swoje usługi, a zakłady pogrzebowe mają swoje eldorado pracy na „czarno”.
W nocy z dnia 16 na 17 czerwca 2013 pierwszy raz śniła mi się moja Mama, która zmarła 4 miesiące temu. Tato śnił mi się często, kiedyś uzupełnię opowieści o tych snach.
Byłam z moją mamą w pociągu, kiedy uświadomiłam sobie że zapomniałam swojego biletu, tak jakbym miała bilet
miesięczny. Wysiadłyśmy i ja powiedziałam aby mama poczekała a ja skoczę sama
szybciej i przyniosę ten bilet. Widziałam jak mama ma w siatce 3 róże – 2 białe
i jedna czerwoną. Uświadomiłam sobie jak do trumny włożyłam swoją ulubioną różę
koloru magenta, ale ona była tylko sztuczną. Ale będzie ona dłużej pomyślałam
sobie. Później widziałam jak na grób rodzinny włożyłam wieniec, który kiedyś
zrobiłam z żywych 12 białych róż i jednej tej 13 w kolorze magenta, też w tym
samym kolorze, jaką włożyłam do trumny
mamy.
Z tego co pamiętam ze snu
miałyśmy podróżować dalej statkiem.
Później śniło mi się, że
byłyśmy w jakiejś instytucji gdzie znów nam nie podano obiadu z jakiś powodów
nie dopatrzono tego. Może to są strzępki świadomości tego, że w domu opieki u
sióstr „Miłosierdzia” zostawioną moją mamę ma śmierć głodową, po tym jak
powiedziałam, że przyjeżdżam w następnym tygodniu i zabieram mamę.
Następnie zginął mi mój
czarny plecak, który ja i mój tato lubiliśmy nosić, bo nie lubiliśmy mieć coś w
rękach, ręce nasze miały być zawsze wolne. (A to spełniło się w 2014, został
skradziony mi czarny plecak z dokumentami/metrykami, specjalnymi książkami i z
wieloma USB z danymi z moich komputerów).
Podejrzewałam, że jacyś
ludzie, których spotkałam, mogli przez pomyłkę wrzucić ten plecak do swojego
bagażnika. Śpieszyłam się aby zapisać ich numer rejestracyjny i zdziwiło mnie
to że był on po arabsku chociaż ci ludzie nie wyglądali na arabów.
Wiele szmat i koców
utrudniało mi odsłonięcie tego numeru, zrezygnowałam z zapisaniem go, bo w
końcu i tak nie potrafiłam tych liter napisać. Ale przez przypadek znalazłam u nich
tak jakby moją teczkę od tego starego dużego komputera i to zabrałam.
Powróciłam do mamy bo
pomyślałam, że chyba zmarzła tym czekaniem na mnie.
I teraz tak jakbym śniłam ale już świadomie, że to przecież było 16-tego (chociaż nie ten miesiąc) kiedy moja mama zmarła.
Nie pomyślałam sobie o niej w ten dzień łatwy do zapamiętania, bo też 16-tego urodził się mój brat.
Widocznie czekałam na pamięć o Niej. To przecież dzięki niej nauczyłam się modlić. To ona mnie uczyła „Aniele Boże Stróżu Mój” i wiele innych modlitw. To też Ona nauczyła również mojego tatę „Ojcze Nasz”, bo nie umiał jeszcze, jak szli do ślubu, a to było warunkiem koniecznym.
Do sakramentu bierzmowania przystępowałam razem z bratem, no i moim tatą, który nie był z wielu powodu m.in. II wojny światowej.
Uświadomiłam sobie, że dzięki Niej posiadłam szkołę, dzięki Jej zapobiegliwości.
Uzdolnienia uzyskałam od obu rodziców, ale do tych rzeczy przykładała mama więcej znaczenia i troski. Tato pomagał mi w czasie budowy domu, w tych praktycznych sprawach, ale to mama myślała o naszych sprawach, abyśmy wyszli na ludzi.
Tato dawał mi przykład długich i gorliwych modlitw rano i wieczorem, ale to mama uczyła mnie ich.
Tak więc jakbym miała trochę wyrzuty sumienia, że mi nie przyszło na myśl, że to jest 16-go a była to niedziela i nie pomodliłam się specjalnie za Nią.
Ale mam nadzieję że będę pamiętać w pełne rocznice, szczególnie, że mój brat urodził się 16 marca a mama zmarła 16 lutego.
W naszej rodzinie, to jest w mojej i mojego męża, jest wiele zbieżności w datach:
U mnie wszystko zaczęło się od miłości do rodziców i do syna.
Dzieliłam moje ciało między rodzicami na równe połowy, jako że zawsze byli zazdrośni o moje uczucia.
Tato dostawał lewą część, ponieważ miałam na lewej nodze ranę, którą w dzieciństwie zrobił brat mi kosą, miałam około 5 lat. Rana na lewej nodze to znak poziomej kreski „-” a zdrobniale Kryś-ka. (Kuś-ka tak to brat wypowiadał, jak był mały).
Mama zawsze dostawała to co lepsze czyli to co nie uszkodzone. Tato nie obraził się, że dostał tą cześć uszkodzoną ale tylko z uśmiechem skomentował, że dostał to z sercem.
Tak więc wolno mu było całować tylko swoją stronę, oczywiście to tak było jak byłam jeszcze mała.
Ale ta świadomość łączenia i dawania rodzicom po równo trwała do końca ich życia ziemskiego i teraz po ich śmierci też podtrzymuję tę tradycję, że jednakowo do nich się zwracam i częściej zaczynam mówić rodzice aby nie wyróżniać jednego z nich.
Tak więc dziękuję Bogu Najwyższemu, że mi dozwolił aby ciała moich ziemskich rodziców zostały pochowane w jednym rodzinnym grobowcu.
Tak jak za życia mama przeciwstawiała się temu, ale pod koniec zgodziła się na takie rozwiązanie, nawet odwiedzając grób swego męża mówiła, też o tym że tutaj będzie pochowana.
O tym pomniku co sobie za życia wbudowała razem ze swoim starszym bratem, nawet nie wspominała i omijała go tak jakby nie istniał w jej pomięci.
Tak się złożyło, że po pogrzebie mamy, przewiozłam jej pomnik i zamontowałam mojemu dziadkowi od strony taty. U dziadka był taki pomnik, a mówiąc szczerze taka rama betonowa, później tata zrobił taki ładny duży wazon, wylał go z betonu i udekorował kolorowymi szkiełkami i czarnym lastryko.
Tato często odwiedzał grób swojego taty, którego wyglądu nie zapamiętał dobrze, bo zmarł mu, jak mój tato miał tylko 4 latka.
Jednak tęsknota za tatą była cały czas u niego. Babcia wyszła drugi raz za maż, ale ten drugi opuścił matkę. Zrobił jej dwie córki, potem zszedł na manowce, chociaż pochodził z wykształconej rodziny prawników. Później do rodziny taty wprowadził się wujek, brat matki, który był kawalerem i to on pomagał siostrze zajmować się dziećmi i gospodarstwem. Tato wspominał często o nim i to z samych dobrych stron.
Ja, jako dziecko, byłam też czasami zabierana na cmentarz w Białej.
Tylko mój tata i mój jeden z kuzynów co się opiekował tym grobem, plewili chwasty, sadzili kwiatki. Ale zaraz po roku, jak mój tata zmarł, ktoś usuną wszystko z tego grobu. Poszłam poskarżyć się do proboszcza, ale dostałam tylko odpowiedź, że tu trzeba opłacić 500 złotych. A jak próbowałam księdzu opowiedzieć o tym jak mój tato opowiadał mi, że jego matka musiała sprzedać krowę aby pochować swojego męża, pozbawiając siedmiorgu dzieci mleka, to ksiądz przerwał mi i to w takim ostrym tonie: „Bierze pani czy nie?”.
Tak więc nie miałam co więcej żalić się do niego, wyciągnęłam pieniądze i zapłaciłam.
Przecież wiedział, że jestem rencistką, że jestem starą kobietą.
Myślę, że gdyby tato żył to by mu tak łatwo nie przepuścił tego zbezczeszczania jego taty grobu.
Z tym miejscem wiązała się historia, którą tato przeżył kiedyś.
Pewnego razu klęcząc przed grobem swojego taty i modląc się za niego, miał ochotę zebrać kilka nasionek kwiatów z grobu obok. I tak kiedy wyciągnął rękę aby urwać ususzoną gałązkę z nasionami usłyszał taki szum, takie jakby oburzenie zmarłych na cmentarzu i to dało mu do zastanowienia, że nie wolno brać nawet ziarenka z innego grobu.
Tak więc ja znając to, nigdy nie ruszyłam coś z innego grobu.
Dlatego też nie mogłam pogodzić się z tym, że zabrano wszystko z grobu mojego dziadka.
Ale tak teraz myślę sobie, że nie ma rzecz złych które nie mogą obrócić się w dobro.
To, że dziadek został bez pomnika spowodowało, że zaczęłam myśleć coś mu postawić i zabezpieczyć pamięć o nim. Nigdy w życiu nie przewidziałaby tego, że ten pomnik, który moja mama w tajemnicy przede mną, tatą i resztą rodziny, wybudowała sobie razem ze swoim starszym bratem, teraz będzie postawiony na grobie dziadka. Oczywiście są nowe napisy no i herb, który zrobiłam rodowi mojego taty.
17 maja 2013 stanął pomnik na
cmentarzu w Białej dla dziadka Stanisława 1891-1924 i pradziadka Franciszka z
napisem po łacinie: non omnis moriar „nie wszystek umrę” tak jak na pomniku papieża JP2.
Tak jestem ucieszona z tego dzieła, że pragnę go tutaj zamieścić.
pomnik w Białej
O tej wiosce gdzie jest pochowany mój dziadek napiszę więcej kiedyś w przyszłości, bo to jest ciekawa historia o właścicielu tych posiadłości, który sam siebie uważał za boga.
Nawet słyszałam niedawno w czasie Apelu Jasnogórskiego, podziękowanie temu właścicielowi za darowizny ziemi jakie złożył Klasztorowi Jasnogórskiemu.
(Nie wiem w jaki sposób moja rodzina weszła w posiadanie ziem w Lgocie, które kiedyś były własnością Klasztoru Jasnogórskiego – trzeba wznowić badania i wydawnictwo „Korzenie”.)
Na pomniku „GĘBUŚ” jest symbol,
który wychodzi z godła z dwóch połówek: Orła i Kłosa zboża, trzy współśrodkowe
równoramienne trójkąty, z zaznaczeniem trzech królestw: Ojca, Matki i Ducha.
Kiedyś czytałam, że symbol trzech
współśrodkowych okręgów, które Melchizedek przyjął za insygnia swego obdarzenia
(odpędzania sił Ciemności i podkreślania prawa swego do panowania), większość
ludzi uznawała za oznaczenie trzech królestw: ludzi, aniołów i boga. (Księga
Urantii).
3. Na emeryturze
Początkowe plany w pisaniu mojej kroniki życia miały zakończyć się na tym ostatnim epizodzie. Myślałam że już nie pojawi się więcej niż to co mi przekazano z nieba, że jestem przebóstwiona. To przekraczało całe moje dotychczasowe doświadczenia i nic nie będzie więcej szokującego. Ale pomyliłam się. Dlatego pisze dalej bo to książka nie zamknięta dopóki żyje moje ciało i Duch Boży we mnie.
X.
Po zrobieniu prowizorycznej strony internetowej www jam0 net, która mówiła o mistycznym ślubie Chrystusa Jezusa i Marii Magdaleny - 20 grudnia 2012 roku.
XX
28-29 lipca 2012 w nocy miałam seksualny kontakt z „Jezus ufam Tobie”, tego z TV (obrazu namalowanego przez Adolfa Hyłę), który uśmiechał się do mnie i tylko jasne białe światło wychodziło mu z piersi).
Później sen/mara jak idę do ołtarza na Jasnej Górze w białej sukni.
2 sierpnia 2012 miałam być na mszy św. za duszę mojego taty zmarłego 4 lata temu, niestety musiałam się modlić zamknięta w szpitalu psychiatrycznym. Chciano mnie tam chyby zabić, bo wstrzykiwano mi nie rozcieńczone lekarstwo, które paraliżowało moje ciało i to tylko z powodu że odmawiałam rozmów z nimi. Najgorsze było to że do takiej sytuacji dopuszczał zatrudniony tam Polak.
Posiadam z posiedzenia komisji nagranie komórką.
XXX
Noc między 22 a 23 kwietnia 2013.
Śnił mi się tato, już po
długiej przerwie. W śnie był takim bezdomnym komikiem, który chce rozbawiać,
cieszyć ludzi. Robił takie sztuczki dla ludzi, opowiadał humory. Ale ktoś mi
powiedział, że posikał się. Podeszłam do niego i mówię, że go zabiorę żeby
zamieszkał u mnie, że jest nam potrzebny, bo rośliny potrzebują go i ogródek
czeka na niego.
15 maja 2013 w śnie widziałam tatę. Wyglądało to tak jakby uciekł, albo uwolnił się z jakiegoś pobytu. Był ubrany tak jak chodził na co dzień. Temu snu towarzyszyła moja radość, że tato jest wolny, a ja się dobrze wyspałam.
18 maja 2013 odwiedzenie kościoła
Polskokatolickiego w Częstochowie. Był ich biskup i udzielał młodzieży
sakramentu bierzmowania. Na koniec było robione wspólne zdjęcie wszystkich w
kościele, ale ja i dwie inne starsze panie nie wzięły udziału podczas
fotografowania.
Zostawiłam tam papier z uwagami do
trzech zdjęć zrobionych w kościele św. Maksymiliana w Częstochowie
(pozbędziecie się złota Ludzie Boga, bałwochwalstwo).
Drugie podobne pismo zaniosłam do Katedry św. Rodziny, włożyłam je w kaplicy „Jezu ufam Tobie”. Była to wigilia Zesłania Ducha Św.. Było wiele autobusów spoza Częstochowy, był biskup Depo i sprzedawano książki z www.mamre.pl/strona/
4. Zesłanie Ducha Św. 19 maja 2013
Byłam na Jasnej Górze i przyjęłam
komunię św. w postaci chleba i wina ofiarując się Duchowi co mi powiedział, że
jestem Jej córką.
Był ksiądz w wieku ok 55 lat,
trochę ze wschodnim akcentem, a czytanie słowa bożego miał młody czarnoskóry
paulin.
Wcześniej pojechałam na Żabiniec
koło Częstochowy na mszę św. na godzinę 12.30.
Myślałam że tutaj ofiaruję swoje
serce św. Marii Magdalenie. Chyba było to nie konieczne bo ksiądz nie zgodził
się udzielić mi komunii św. pod dworna postaciami. Powiedział, że w opłatku
jest wszystko.
Kazanie miał trochę zabawne, takie
trochę cwaniackie. Narzekał, że na wczasy wyjeżdża do Ustki i tam w niedzielę
musi odprawiać cztery msze, bo musi pomóc proboszczowi, który odprawił swoich
wikariuszy a teraz sam musi odprawiać siedem mszy.
Tego księdza z Białej poznałam
kiedyś kiedy chciałam zezwolenie na renowację pomnika.
Byłam tam w południe i otworzył mi
zaspany, chyba miał poobiednią drzemkę. Oczywiście nie załatwił mi sprawy i
musiałam czekać aż do 18-tej kiedy będzie kancelaria otwarta. Poszłam na
cmentarz, usypałam inaczej grób, a potem na część mszy św. wychodząc z kościoła
widziałam jak ten ksiądz spacerował sobie. Dlaczego nie był na mszy?
Tak sobie myślę teraz po co mu
jechać na jakieś wczasy do Ustki, jak on tu w Białej koło Częstochowy ma wczasy
na co dzień.
5. Rocznica urodzin mojej Mamy Ziemskiej
08. 10.
2013
Dzisiaj są urodziny mojej Mamy Ziemskiej. W tamtym
roku byłam na Jej 84 urodzinach – próbowałam uczcić je razem z Nią jak
najlepiej, chyba miałam tą świadomość, że to nigdy nie wiadomo, czy to nie
czasem ostatnie Jej urodziny wyprawiane na ziemi.
Kiedyś jak Bóg Najwyższy pozwoli to opiszę to
wydarzenie szerzej. Dzisiaj pragnę poświęcić Jej i tym wspomnieniom, słowami
które usłyszałam od Niej.
I tu przyszło mi na myśl aby umieścić jej
wypowiedź, którą nagrałam kiedyś na taśmę magnetofonową.
Nagranie z mamą, kiedy
była u nas w Danii ostatni raz tj. czerwiec 2007.
Spisane przez mnie z taśmy
dnia 2 sierpnia 2011.
Mama: Anna G. urodzona 8.10.1928.
Mama:
Moje objawienie:
Przyszła do mnie babcia –
Tu mój wstęp: (M. M. z
domu Z. ur. 1873 zm. 1946, pochowana na cmentarzu w Ostrówku, prawa ręka
niewładna, skóra mięśni ściągnięta – wypadek przy młocarce. Wdowa przed
śmiercią żyła bez ślubu z jakimś dziadkiem z wąsami, za które mama łapała jak
była mała. I on jest pochowany pod płotem, na tym małym cmentarzu na Ostrówku.
Jak M. zmarła, to E. tato mamy
powiedział do swojej żony „ teraz Antosiu to sobie pożyjemy”! Ale umarło
mu się w rok później dnia 4 sierpnia 1947 roku, a mój brat urodził się 16 marca 1947 roku w Marzęcinie.
Rodzina P. mieszkała na Gwizdałkach.)
Mama: - po śmierci,
płakała, że ona mnie wychowała, a ja u niej nie byłam na pogrzebie.
Tak
jakby mały szloch… Nie mogę mówić.
Ja: No, a jak wyglądała?
Mama: Wyglądała, to był
taki cień, jak Matka Boska okryta w tym niebieskim tym,
to babcia była w takim welonie,
takim tak jakby miała na siebie nałożony, taki,
no, welon. I to była taka...
Ja: To był welon czy sukienka?
Mama: Nie, Nie, to była,
taka postać człowieka, który okryty takim, jakby mgłą tak takim
promieniem jak Matka Boska jest
okryta tym swoim płaszczem.
Wyraźnie twarzy nie było widać,
tylko figura, okryta tak.
Ja: A skąd wiedziałaś, że to jest twoja babcia?
Mama: Mówiła do mnie!
Przyszła
i mówi tak: „Nie przyszłaś na mój pogrzeb, kiedy ja cię wychowałam od małego
dziecka”. Ja płakałam i mówię babciu,
wybacz, ale ja byłam w ciąży i drugie, było, daleko żeśmy mieszkali od miasta i
dostałam telegram dopiero na trzeci dzień, już po pogrzebie.
No
i babcia tak mówi: „ No to dobrze, dobrze, to zostań z Bogiem” i poszła.
Ja: A kiedy to było, w nocy? W czasie snu?
Mama: W nocy.
Ja: No, ale jak w czasie snu? Czy tak nad
przebudzeniem? Kiedy to było?
Mama: Nie, w czasie snu, w
czasie snu byłam przebudzona i spojrzałam w drzwi, a ona w
drzwiach stała i tak jak Matka Boska
Różańcowa, ma tak ręce na dół i okryta takim,
wiesz...no.
I twarz widziałam, ale nie wyraźną
taką tego.. Była twarz, ale nie wyraźna tak,
ale głos był babci, wszystko, no..
Obecne dalsze pytania:
Mamusiu kiedyś dawniej opowiadałaś, że babcia przyszła do ciebie i granatowej sukience w białe groszki, tak jak była pochowana i dziwiłaś się, że skąd wiedziałaś, że tak była pochowana.
I tu mnie dziwi jedno.
Kiedy wypytywałam się o rodzinę to
wyczuwałam, że coś w rodzinie jest tajone.
Takie było moje przeczucie.
Tak jakby się czegoś obawiali.
Teraz po śmierci Rodziców Ziemskich i moim rozwoju
duchowym wszystko nabiera więcej duchowego wymiaru.
Na początku mojej ścieżki objawień było mi
przekazane że nie mogę przekraczać trzy.
Tak więc kiedy coś rozważałam to wybierałam tylko
trzy.
I tak wybrałam tylko trzy Ewangelie: JANa,
ŁUKasza i MATeusza.
Nawet coś mi mówiła symbolika 3 pierwszych liter w
ich nazwach.
Wyłączyłam MARka – po pierwsze
zawierała ona zbyt dużo informacji, które nie były
wiarygodne/wyolbrzymione w moim
odczuciu. A podanie Eloi –imienia
Boga Ojca Jezusa było demoniczne i używane przez Różokrzyżowców. Ponadto
prawdopodobnie ukryto oryginalną Ewangelię.
A w końcu kto miał marki a
później zmienił na EU-RO?
Szczegółowe wywody biblijne mam gdzieś zapisane, to
może kiedyś wymienię.
A wracając do Rodziców – to stoi w 10 przykazaniach
w punkcie 4? „Czcij ojca i matkę swoją”.
I tu bałam się wyrażać IM czci za wcześnie bo to
był punkt 4 w 10 przykazaniach.
Miałam tu problem jak zaczęłam szukać tych 10
przykazań i natrafiłam na różne wersje i polemiki a szczególnie dotyczących
zakazu robienia sobie figurek i obrazów Boga. A przecież moje całe
dotychczasowe życie opierało się na modlitwach przed takimi symbolami.
Samo to, moje słyszenie głosu na Jasnej Górze,
kiedy klęczałam przed ikoną Czarnej Madonny, a później wstrząsające przeżycia z
obrazem demona „Jezu ufam Tobie”.
Ale te opowieści nie są dla dzieci czy ludzi którzy
nie zakosztowali prądu bożego jakim jest orgazm, dlatego to pomijam – będzie to
opowieść dla wtajemniczonych.
Teraz po śmierci moich Ziemskich Rodziców wszystko
wydaje mi się powiązane.
A po tym przeżyciu, kiedy odczuwałam bóle porodowe
mojej Mamy, to tak jakbym rodziła siebie samą po raz drugi. Może szczegóły
szerszej opiszę w dalszej części kroniki.
I tak powstała modlitwa, którą odmawiałam:
Duchowi Ojcze i Matko,
Mamo i Tato Ziemscy,
Którzy jesteście w Niebie,
Jak i na ziemi.
Święć się Imię Wasze,
Bądź Królestwo Wasze,
Jako w Niebie, tak i na ziemi.
Chleba naszego wiekuistego oraz ziemskiego
Dajcie mi zawsze.
I nie wódźcie mnie na pokuszenie
Ale obudźcie mnie do żywota wiecznego.
Niech TAK będzie (dlaczego napisałam TAK dużymi literami, a to dlatego
że jest to zarazem dziękczynienie, TAK po duńsku oznacza dziękuję).
Godz. 14.08 otworzyłam jeszcze raz komputer aby
zrobić sprostowanie!
Dzisiaj modlę się inaczej i ciągle udoskonalam!
Po napisaniu tego tekstu przypomniał mi się sen z
dzisiejszej nocy.
Tak jakbym była?
Przepiszę dosłownie to co zapisałam zaraz po
obudzeniu się.
Dziwny sen poparzyłam sobie
jakimiś chemikaliami palce u obu rąk. Zaczęła schodzić mi skóra.
Tak jakbym była w jakimś
laboratorium, ale była tam też pierzyna. Chciałam poszukać pielęgniarkę aby
mnie opatrzyła. Miałam takie trudności z odnalezieniem jej. Tak jakby ludzie
chcieli mi pomóc ale najpierw chcieli abym wypadek był zarejestrowany. W końcu
obudziłam się i ucieszyłam się, że to był sen.
I to sobie pomyślałam, że to
jakieś ostrzeżenie.
I tu podałam dwa ewentualnie
przewidywania – ale to będzie ujawnione tym wtajemniczonym.
A teraz powstało to trzecie – to ta modlitwa, którą
napisałam.
Widocznie nie wolno mi jej używać. Na wszelki
wypadek muszę powrócić do tej wcześniejszej.
Ojcze i Matko którzy jesteście w Niebie,
Święć
się imię Wasze,..
...
I tak dalej jak jest w Ojcze Nasz, ale z dodaniem
Matki.
....
Bo Wasze jest Królestwo, Moc i Chwała na wieki!
I teraz szukając potwierdzenia końcówki modlitwy
natrafiłam na słowa, które mnie zainspirowały.
Otwórz, Boże, usta moje na błogosławienie Imienia
Twojego;
Oczyść także serce moje od wszystkich próżnych,
przewrotnych i nieproduktywnych myśli.
I na tym kończę pisanie – muszę wyciszyć się.
Obecnie mam moją prywatną modlitwę, którą nie chce
jeszcze ujawnić.
6. Wizje Waldka
Spisałam przeżycia mistyczne mojego kuzyna Waldka,
ale znów mi gdzieś zaginęły.
Został on zabrany do bramy niebios, według mnie to
był Księżyc, który jest stacją do nieba.
Widocznie on sam musi to opowiedzieć i narysować.
Nie mogę brać odpowiedzialności za niego i interpretować jego wizję na mój
sposób.
Być może, że jak odnajdę te zapiski (jedno
podyktowane w jasnogórskiej części kaplicznej) to umieszczę tutaj bez moich
komentarzy.
Ale teraz przytaczam artykuł, który napisałam z
Waldka inspiracji, kiedy to mi powiedział przez telefon, że widział duchy:
Jezusa, Jana Chrzciciela i Łazarza, na placu przed Szczytem na Jasnej Górze.
Domyślam się w którym to miejscu było.
„Byli mulatami” – powiedział ze
zdziwieniem.
Jezus był mulatem.
Wielu ludzi twierdzi żarliwie że Jezus Chrystus był
rasy białej.
To prawda, z duchowego punktu widzenia to jest bez znaczenia jakiego koloru
jest światło?
W tym samym czasie, to jest dwa tysiące temu, było wystarczająco istotne, aby
Jezus narodził się w tej samej linii co Abraham.
Co by się stało, gdyby Jezus przyszedł znowu i Jego karnacja była ciemniejsza?
Z relacji niedawno przeczytanej książki Charlotte Rørth: „Jeg mødte Jezus” tj. „Spotkałam Jezusa” duńskiej dziennikarki, której ukazał się Jezus i powiedział jej tylko jedno zdanie: „Polegam na tobie” lepiej napiszę to po duńsku „Jeg stoler på dig”, przytaczam jej spostrzeżenie co do wyglądu Jezusa, że był opalony, po duńsku: „det rødlige hår er en harmonisk forlængelse af hudens solbrændthed”. Czyżby być opalonym, a być mulatem wskazywało by na ciemniejszą karnację Jezusa?
Musimy spojrzeć na Apokalipsę św. Jana
1:15-19
15 Stopy Jego podobne do drogocennego metalu, jak gdyby w piecu rozżarzonego, a głos Jego jak głos wielu wód.
16 W prawej swej ręce miał siedem gwiazd i z Jego ust wychodził miecz obosieczny, ostry. A Jego wygląd - jak Słońce, kiedy jaśnieje w swej mocy.
17 Kiedym Go ujrzał, do stóp Jego upadłem jak martwy, a On położył na mnie prawą rękę, mówiąc: «Przestań się lękać! Jam jest Pierwszy i Ostatni i żyjący.
18 Byłem umarły, a oto jestem żyjący na wieki wieków i mam klucze śmierci i Otchłani.
19 Napisz więc to, co widziałeś, i to, co jest, i to, co potem musi się stać.
I to się stało 20 grudnia 2012 roku.
Czy kto z was był zaproszony na ucztę weselną Oblubieńca, z jakiego Kościoła?
Starożytny Kościół
doskonale znał opis wielkiego posągu z Księgi Daniela. Był to olbrzym o stopach
i palcach częściowo z gliny częściowo z żelaza.
Królestwo, które ów
posąg oznaczał, miało mieć na razie coś
z trwałości żelaza, ale w ostateczności będzie kruche jak wysuszona glina.
A w rozważanym fragmencie Apokalipsy Bóg przedstawia się jako Ten, który oczy ma jak płomień ognia, a nogi podobne do drogocennego metalu.
Cóż to oznacza? Kim jest
Bóg?
To Chrystus Jezus jest bogiem
naszym Słońcem!
To Maria Magdalena jest bogiem naszym Księżycem!
Pozwólcie, że wspomnę o
wartości złotej obrączki, którą niejeden z was nosi na palcu.
Jaka jest jej wartość? Czy można ją mierzyć tylko w gramach? Czyż nie raczej w trudach i doświadczeniach wspólnego życia, którego podstawową opoką, fundamentem, "stopami z drogocennego metalu" jest Jezus Chrystus, Syn Boży?
Pamiętajmy, Józef z Marią uciekali przed gniewem Heroda, aby uratować życie Jezusa, ukrywali się w Egipcie (Afryka). Poszli tam, aby wmieszać się między ludźmi tego kontynentu.
Czy byli ludźmi białymi?
Herodot (ojciec greckiej historii) dał świadectwo zeznając, że Egipcjanie to
ciemnoskórzy.
Tak więc w najlepszym przypadku Jezus musiał być mulatem aby nie odróżniać się
znacząco od innych Egipcjan.
Jezus był mulatem, wyglądał jak dzisiejsi Palestyńczycy?
Jakie miał oczy - nie wiadomo.
Według
Charlote Rørth:
„Jeg mødte Jezus/Spotkałam Jezusa”: „ser jeg ind i øjne, der er
grønne og grå med en snert af blå”, czyli mieszanka kolorów
zielono szaro niebieskie.
Choć bardzo możliwe, że zielono/szaro/niebieskie, bo i takie zdarzały się wśród ludów zamieszkujących obecny Izrael i Palestynę.
http://i.wp.pl/a/f/jpeg/28974/jesus425.jpeg
Model/wizerunek twarzy Jezusa zrobiony komputerowo na podstawie Całunu Turyńskiego znacząco różni się od tego, który utrwalony został przez tradycję, a szczególnie znacząco różni się od podobizny Chrystusa znanego z obrazów cyklu "Jezu ufam Tobie”.
On wyrósł przed nami jak młode drzewo i jakby korzeń z wyschniętej ziemi.
Nie miał On wdzięku ani też
blasku, aby na Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał.
Tak jak cesarz Konstantyn, urodzenie Chrystusa Jezusa wybrał na 25 grudnia, czyli jak urodzenie Słońca Niezwyciężonego, czyli przesilenie zimowe, tak i ja nie wchodzę w sprawy cielesnego urodzenia Jezusa, ale Jego niebiańskie odrodzenie.
Podobnie nie interesują mnie
sprawy czy Jezus Chrystus był ziemskim mężem Marii Magdaleny, ale dla mnie
ważniejszy jest ich mistyczny ślub 20 grudnia 2012, kiedy to wszystkie planety
ustawiły się na jednej linii wskazującej
na centrum galaktyki Drogi Mlecznej.
A co możemy powiedzieć o cesarzu Etiopii Haile Selassie I (królewskim majestacie rasa Tafari Makkonena), który nosił tytuły: Zwycięski Lew Plemienia Judy, Wybraniec Boży, Pan Panów, Król Królów i którego uważano za inkarnację Jezusa Chrystusa lub tylko namiestnika boskiego majestatu na Ziemi.
Ruch Rastafari (nazwa ruchu pochodzi od imienia chrzestnego cesarza Ras Tafari), używają określeń „Jah” jako terminu dla Pana, Boga Izraela, zapoczątkowany został w ramach walki o równouprawnienie rasowe oraz koncepcji powrotu do Czarnej Afryki. Wyrasta też z interpretacji biblijnego proroctwa i aspiracji społeczne - kulturalnych osób czarnoskórych.
Istnieje Stowarzyszenie Etiopsko - Polskie „Selam” - to znaczy „Pokój” w języku amharskim.
7. Opowieść Sylwii
(Mam nagraną na taśmę magnetofonową i spisaną
opowieść żony nieślubnego syna mojego brata.)
Spędzamy święta Bożego Narodzenia w Wiśle 2005 rok.
Przyjeżdża S. z J. i spędzamy święta: B., H. i ja K. oraz mój tata J., moja mama nie chce/nie ma siły, aby być z nami w hotelu.
W Wigilię opowiada mi S. że miała sen w nocy, że przyszła do niej „Matka Boska” i powiedziała jej że jest wybrana. Sylwia dała poznać że to ją zaskoczyło i że nie jest godna takiego wybraństwa.
Powiedziała mi: I Ona była podobna do ciebie.
W drugi dzień świąt wybraliśmy się na wycieczkę do Szczyrku autem J.
Było bardzo ślisko, problemy z podjazdami pod górę i zjazdami w dół.
Przed górą wiodącą do Sanktuarium w Szczyrku J. został w samochodzie na dole, a my poszliśmy pieszo do Sanktuarium.
Po drodze rozmawiałam z S., opowiadała mi, że kłócili się z J. o jego kontakty z innymi kobietami. Było mi jej żal.
Powiedziałam jej tylko: Moja mama ma dwa krzyże, a ty będziesz z nim mieć trzy.
Tak więc zastanów się nad dalszym związkiem.
W kościele był ołtarz Sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski "Na Górce".
„Matka Boża” była w niebieskim płaszczu i S. mówi podobna była do ciebie w moim śnie.
Uklękłyśmy wraz z tatą i modliliśmy się – w czasie modlitwy miałam pragnienie aby S. przyjechała do mnie kiedyś razem z moim tatą.
Przy pięknej dużej szopce betlejemskiej zrobiłam parę zdjęć.
Później odwiedziliśmy źródełko i poczytaliśmy o objawieniu jakie tu było w 25 lipca 1894, gdzie 12 letniej Juliannie Peździe ukazała się MB na tle pnia drzewa bukowego.
Obraz "Matki Bożej" namalowany w roku 1960 przez Stefana Justa według relacji z objawień. Górka Szczyrk
Obraz
otrzymał 2008 roku koronę poświęconą przez papieża Benedykta XVI.
Po tych świętach myślałam, że J. nie spotyka się z S. więcej.
Mówił, że nie ma z nią kontaktu, a tu nagle dowiaduje się, że będzie ich ślub i to w Święta Wielkanocne 2008. Prawie byłam razem z synem w Polsce w tym czasie i byliśmy wszyscy na ślubie (mama, tato, H. i ja).
Pamiętam tego roku jak tato pokazywał mi małą P. przez komputer i mówił, że będzie do nich teraz sobie przychodził. Ale niestety zmarł 2 sierpnia 2008 tj. w miesiąc po urodzeniu się P.
Tak więc
nie zbadane są losy ludzkie – S. i J. zostali rodzicami.
Nie poruszałam spraw osobistych z nimi zwłaszcza że zaczęli walczyć o swoja wolę, próba sił w małżeństwie. Ale oboje bardzo kochają swoją córkę.
W 2011
postanowiłam spisywać przeżycia mojej rodziny i postanowiłam zrobić wywiad z S.
Byłam u nich z mężem w październiku 2011 na wynajmowanym przez nich mieszkaniu,
wyprowadzili się od J. mamy bo S. a nie mogła się zgodzić z teściową.
Poniżej zapisane jest z nagranej taśmy w pokoju P. ( 3 lata i 3 mies.), która bardzo była ciekawa co my robimy.
S: Ciociu ja to mało przypominam sobie, bo już dawno, ja już praktycznie o tym zapomniałam ale pamiętam, że jak byliśmy w Wiśle, to było przed naszym ślubem z moim mężem obecnie J. G., to śniła mi się „Matka Boża”, był taki sen dla mnie, wtedy pamiętam że się popłakałam ale z biegiem czasu to ja już teraz ten sen zapomniałam szczerze mówiąc.
Pamiętam, że przyśniła mi się „Matka Boża” taka żywa i rozmawiałyśmy na tematy, że mi będzie lepiej w życiu. Znaczy, bo ja pamiętam, że jak ja zobaczyłam „MB” to się bardzo popłakałam i myślałam, że to, pewna byłam, że jak ona przyszła do mnie, że to nie był sen, tyko, że ona przyszła do mnie. I Ona mi kiedyś powiedziała, że będę miała rodzinę, będę miała męża, że urodzę córkę – to pamiętam i powiedziała mi żebym wszystkie te zmartwienia co mam teraz, żebym się nie martwiła, że wszystko będzie dobrze, że się wszystko ułoży i że ta nasza rodzina, nawet jak nawet czarne chmury nastąpią to wszystko, zdepcze krzyż i pójdę dalej. Tak pamiętam.
Pamiętam „Matkę Bożą”, taka młoda kobieta, taka około 30 lat tak ja mam teraz.
Powiedziała żebym się nie martwiła, że wszystko będzie dobrze i od tamtego czasu bardzo w to wierzyłam i zawsze tą swoją rodzinę broniłam, i starałam się żeby było jak najlepiej to, żeby było wszystko miedzy nami dobrze, no między mną i moim mężem bo nie zawsze się to między nami układa, bo on ma taki charakter jaki ma.
Powiem tak, jak byliśmy, jak rozmawiałam, ciocia, z tobą, też mi powiedziałaś żebym była mądra, żebym robiła wszystko tak żeby było dobrze, no wyszłam na tym dobrze bo jesteśmy małżeństwem, bo mamy córkę. Prawda, no i wszystkie ciocia twoje rady pamiętam i zawsze będę je pamiętać. Mi się zdaje, że to jest bardzo ważna rzecz.
S: Później pojechaliśmy do takiego kościoła w Szczyrku i tam widziałam ten obraz „Matki Bożej”, była identyczna jaka jak mi się śniła. I tam był tak samo, w takim dole, nie wiem czy to by dół czy góra, był taki wodospad i był wizerunek MB też tam była, taka figurka w dole.
K: „Coś mi jeszcze powiedziałaś dlatego, do kogo podobne to było?
S: Ciociu to jest? Nie pamiętam.
K: „Podobna była do ciebie, tak mi powiedziałaś”
S: Być może tak, ale już tego nie pamiętam. Nie pamiętam już tych rzeczy, naprawdę.
K: Powiedziałaś mi: Ciociu ale była do ciebie podobna.
S: Możliwe, że tak, że tak było, bo czas robi też swoje, a ja już z tą pamięcią zauważyłam że trochę nie za bardzo już. Ale pamiętam jak mi mówiła, że będzie wszystko dobrze, że ta nasza rodzina będzie w całości. To wszystko co jest złe teraz to wszystko minie.
Będą krzyże na pewno i czarne chmury, ale to wszystko minie, zdepczesz ten krzyż i pójdziesz dalej.
Tak powiedziała, że ta nasza rodzina będzie jeszcze szczęśliwa.
Że będzie wszystko dobrze, że będę miała tą rodzinę i to pamiętam i wszystko się spełniło.
Właśnie wiem, że w tym dniu była Wigilia, to później w nocy mi się śnił ten sen z „Matką Bożą”.
Że właśnie MB była podobna i ja powiedziałam na drugi dzień, że jest podobna do cioci Krysi. Tak, ja powiedziałam bo ten sen.
P. Wskazując na mnie: Do cioci, „Matka Boża” była podobna!
(K: Nie chcę aby P. opowiadała o tym dalej dla innych, przerywam i próbuję zabrać głos)
S: Bo ten obraz, który tam widziałam to „MB” była bardzo dobrze podobna.
K: Z kim byliśmy na święta?
S: Ja tam byłam z wujkiem, ciocia byliśmy z H., no i z dziadkiem (G.) i przyszłym teraz obecnym mężem.
K: I nazywasz się teraz G.
S: Teraz nazywam się S. G.
S: W 1995 roku przed śmiercią mojego taty, bo zmarł 15 sierpnia, jak dwa tygodnie w 1995 roku to pamiętam tak, tata mi opowiadał, ja tak też tak za bardzo tego nie brałam sobie, był w takiej agonii, bo miał nowotwór jelita.
I pamiętam, że były takie trzy dni, że myśleliśmy, że on już umrze i później mu się poprawiło to opowiadał nam, że był właśnie, że szedł jakimś tunelem i wyszedł na taka piękna łąkę z takimi kwiatami, że święciło słońce, że witały go osoby w takich jasnych ubraniach, że widział swojego tatę.
Takie rzeczy opowiadał, to pamiętam i myślę, myślałam, no i jak, ja byłam mała to nie brałam tego do siebie, do serca.
K: Ile miałaś wtedy lat?
S: 15, może nawet nie.
I pamiętam, że właśnie tata mi opowiadał mi, że powiedział mu ktoś, mówi to do niego tak:
„ Pamiętaj, ale nie opowiadaj tego, bo inaczej umrzesz”.
No i tata niedługo zmarł. Dwa tygodnie nawet nie minęło i tata umarł.
W lutym 2012 biorę przypadkowo modlitewnik do polskiej stygmatyczki Katarzyny Szymon.
Czytam o niej, zwracam uwagę na pewne fakty z jej życia:
- ojciec JAN, matka ANNA –tak jak moi rodzice
- w Wielkim Poście 8 marca tj. w Dzień Kobiet dostaje pierwsze stygmaty
- 24.07.1954 roku czyli w moje 5-te imieniny, ukazuje się jej MB Królowa Wszechświata
Patrząc na obraz widzę w nim S. z P. na ręku, jak stoi na złotym globie.
Uświadamiam sobie, że to one S. i P. zaprowadzą nas do „jajka” z którego świat powstał.
figura wykonana przez rzeźbiarza Franciszka Masoża z Rybnika
Frydek - niedaleko tej miejscowości znajduje znajduje się Zapaść - miejsce gdzie 500 lat temu zapadła się wieś z kościołem.
Właśnie tutaj 24 lipca 1954 r. objawiła się Katarzynie Szymon NMP jako Królowa Wszechświata. Jednym z poleceń Matki Bożej było wykonane Jej figury o takim wyglądzie i kształcie w jakim tu się objawiła.
Dzisiaj figura Matki Bożej Królowej Wszechświata znajduje się w głównym ołtarzu nowo wybudowanego kościoła we Frydku Kościół we Frydku
Później czytając Litanie do Boga Wszechmogącego przez wstawiennictwo stygmatyczki Katarzyny Szymon robię automatyczne dodatki po Ojcze z Nieba Boże... i Synu Odkupicielu świata Boże...
Wstawiam: Matko Miłosierdzia z Nieba Boże, módl się za nami
Później, Duchu Prawdy przyjdź na Ziemię teraz!
Po Baranku Boży,..
Wstawiam po łacinie,: mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa
Na początku w Koronce do Najświętszych Ran Pana Jezusa wstawiam: MATKO MIŁOSIERDZIA
A w wołaniu K.: O Mój Jezu, dopisuje Chryste tak jakby powinien być ten tytuł.
A w W. Przez
zasługi Twoich Świętych
Ran, wstawiam Słów na
Ostatniej Wieczerzy
Na zakończenie odmówić 3x
K. Ojcze przedwieczny, ofiaruje Ci Rany, Ojca i Pana Naszego Jezusa Chrystusa.
Katarzynka tak ją nazywaliśmy (została zrobiona przez Andrzeja strona internetowa o niej www.katarzynaszymon.pl ).
Katarzy-na SZYMON – Szymonie, będziesz nazwany Piotrem i a nim zbuduje mój kościół.
Po takim przeliterowaniu imienia i nazwiska stygmatyczki, muszę poczytać na temat „Katarów” i na temat „Szymona”.
To zaskakuje mnie.
Jak do tej pory nie
znalazłam czasu na studiowanie tego.
Mam zebrane materiały:
obrazki, książki, zdjęcia – może kiedyś powstanie książka.
8. Akt poświęcenia rodziny
Najświętszemu Sercu
Chrystusa Jezusa (Słońcu) i Sercu Serc
Marii Magdalenie (Księżycu)
Chwała Najświętszemu Sercu Chrystusa Jezusa za miłosierdzie nieskończone
i chwała Sercu Serc Marii Magdalenie za miłość nieskończoną,
które okazali szczęśliwym sługą ogniska tego,
wybierając nas pośród tysiąca innych,
jako dziedzictwo miłości i przybytku wynagrodzenia,
gdzie Was przepraszają za niewdzięczność
i zapomnienie u ludzi!
Jak było na początku, teraz i na zawsze, na wieki wieków.
Jakże odczuwamy swą niegodność wobec zaszczytu, jaki nam czynicie, iż chcecie panować nad rodziną naszą!
Jakże Was ona wielbi w milczeniu i weseli się iż chcecie dzielić z nami, pod jednym dachem trudy, troski i pociechy dzieci Waszych!
Nie jesteśmy godni wprawdzie, abyście zstąpili pod ten dach, aleście wyrzekli słowa miłości i pojednania, które odmalowały piękno Serc Waszych, i dusze nasze, spragnione Was, znalazły wody żywe: wytryskające z Rany boku Twego o dobry Jezu i z oczu Twoich kochająca Magdaleno, ku żywotowi wiecznemu.
A więc, skruszeni a ufni Wam, oddajemy się Wam, którzy jesteście życiem niewzruszonym.
Zostańcie z nami, o Serca Najświętsze, gdyż odczuwamy chęć nieprzepartą, aby Was miłować i innych do miłości do Was pobudzać.
9.
Dwa serca 30 wrzesień 2015
Tak jak wcześniej
wspominałam mój tato Jan i teść Hans mają w tym samym dniu urodziny 30 września
i imieniny 24 czerwca.
Po ich śmierci, w
rocznicę ich urodzin ziemskich wystawiam ich zdjęcia razem.
Robię tak jakby mały
ołtarzyk z kwiatkiem a czasami z zapaloną świecą, a czasami
2-ma świecami.
W tym dniu wspominam
ich razem i modlę się o zbawienie ich dusz.
Dla mnie to jest
święto „Dwóch Serc”, a nie jak u ks. P. Natanka (gdzie nie można odróżnić
wiekowo Matki i Syna).
Cytat z „Jomfru og mor” (Dziewica i matka)
Augustyn pisze, że chrześcijańskie kobiety i dziewice, które poświęciły się Bogu, które miały czyste sumienie i szczerą wiarę, wiarę duchową, duchowo były matkami Chrystus, ponieważ wykonywały one Jego Ojca wolę.
W przeciwieństwie, gdy rodziły fizycznie (corporaliter pariunt), nie były matkami Chrystusa, ale Adamowe i dlaczego powinny się spieszyć, aby ich dzieci stały się członkami Chrystusa (MEMBRA) za pośrednictwem sakramentów.
Według Augustyna, ta propozycja byłaby do zaakceptowania, jeśli mężatki rzeczywiście urodzą członków Chrystusa, ale chrześcijańskie będą ich dzieci dopiero wtedy, gdy urodzą się z kościoła.
Dzięki takim świętym urodzeniu mogą matki pomóc stając
się Chrystusowymi dziewicami i matkami w wierze, która objawia się w miłości.
(Gal. 5,6)
„Albowiem w Chrystusie Jezusie ani obrzezanie, ani, jego brak nie maja żadnego znaczenia, tylko wiara, która działa przez miłość„.
Jak wcześniej wspomniano, Ojcowie Kościoła, mają ascetyczne podejście do życia, pomniejszają znaczenia seksualności i prokreacji, która wyraźnie jest skonkretyzowana na kobiety.
Wobec kobiet, które wzięły ślub i miały dzieci, wyróżnia się dziewice i te kobiety, które żyły w wstrzemięźliwości seksualnej ze swoimi mężczyznami - są to matki Chrystusa, kiedy posłuszne są Jego Ojcu przez pozostanie dziewicami (obraz, który wyraźnie pokazuje pogląd Augustyna na podporządkowanie kobiety w małżeństwie, gdzie mężczyźnie w przeciwieństwie do kobiety przypisuje pozytywny model, czyli Boga.
...
Matki rodzą niechrześcijańskie dzieci - jak Maria zrobiła - ale muszą oddać swoje pociechy do kościoła, aby mogły odrodzić się jako chrześcijanin.
Mama Jezusa oddała pierworodnego syna do Synagogi, a to nie jest Kościół Chrystusowy. Żydzi nie uznali Jezusa a wręcz poprzez obcą władzę rzymską zabili/ukrzyżowali Go. Dopiero uratował Go bóg Ornana Jebusyty Eli – Bóg Ojciec, a nie bóg YHVH.
List
do Galatów - 5
Bezużyteczność
obrzezania
1. Ku wolności
wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w
niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli!
2. Oto ja, Paweł,
mówię wam: Jeżeli poddacie się obrzezaniu, Chrystus wam się na nic nie przyda.
3. I raz jeszcze oświadczam każdemu człowiekowi,
który poddaje się obrzezaniu: jest on zobowiązany zachować wszystkie przepisy
Prawa.
4. Zerwiecie więzy z
Chrystusem; wszyscy, którzy szukacie usprawiedliwienia w Prawie, wypadliście z
łaski.
5. My zaś z pomocą
Ducha, na zasadzie wiary wyczekujemy spodziewanej sprawiedliwości.
6. Albowiem w
Chrystusie Jezusie ani obrzezanie, ani jego brak nie mają żadnego znaczenia,
tylko wiara, która działa przez miłość.
7. Biegliście tak
wspaniale! Kto przeszkodził wam trwać przy prawdzie?
8. Wpływ ten nie
pochodzi od Tego, który was powołuje.
9. Trochę kwasu ma moc
zakwasić całe ciasto.
10. Nadanie imienia nienarodzonej córce
Postanowiłam
pośmiertnie ochrzcić nienarodzone dziecko. Według mnie i mojego męża mieliśmy
takie przeczucie że to była córka, której nie dane było przyjść na świat.
Mąż wybrał imię dla córki Maria, a ja później dodałam Magdalena, Anna, Laura. Tak więc powstało coś MMAL, gdzie ja jako zero nad M – jako Magdalena dodałam „0”/o – czyli po duńsku „Maria's MÅL” (mål tzn. po duńsku cel, koniec, gol). Magdalena imię od Marii Magdaleny z Biblii, Anna od mojej mamy imienia i mojego drugiego imienia oraz babci Jezusa Chrystusa; Laura to uwieńczenie wieńcem laurowy tj. zwycięstwem.
Na kamieniu w ogrodzie
zrobiłam tak jakby grób/pamiątkę po nienarodzonej córce. Niestety nie dostałam
resztek ciała dziecka, bo zostaje utylizowane/spalone. Kto tu w Danii dba o
resztki ciała jakiegoś płodu! A moja wiara i pojęcie duchowego życia była za
słaba w tym czasie. Tak mówiąc szczerze nawet nigdy do czasu objawienia na
Jasnej Górze nie czytałam Biblii, nawet nie sądziłam, że to mi jest potrzebne. Uważałam
Kościół Rzymskokatolicki za autorytet i to co usłyszałam w Kościele było mi
wystarczające, a ponadto nauka/studia wymagały czytania tylu książek, że nie
przyszło mi nawet na myśl aby studiować najważniejszą książkę jaką jest Biblia.
Tak więc musiało
wydarzyć się coś co wstrząsnęło moją egzystencją.
Bóg dopuszcza czasami
coś/błędy abyśmy się uczyli, rozwijali i przekazywali dalej innym nasze
doświadczenia.
Postanowiłam, że pójdę
do Kościoła Katolickiego, gdzie brałam ślub z protestantem i gdzie przyrzekałam
wychowywać dzieci w duchu Kościoła Katolickiego.
Ucięłam gałązkę z
drzewa świerkowego, które dostałam od męża w dniu moich urodzin i przewiązałam
ją piękną haftowaną różową koronką/wstążką; całość umieściłam w pudełku po
butach.
Zapakowałam to w
srebrny papier jak podarunek urodzinowy.
Zerwałam też kilka
kwiatów w ogrodzie i zrobiłam bukiet, który miałam na myśli aby postawić na
lewym bocznym ołtarzu gdzie znajdowało się tabernakulum i figurka św. Anny,
gdzie kiedyś ofiarowałam swoje ręce babci Jezusa (ale o tym może szerzej innym
razem).
Pojechałam pociągiem a
potem autobusem (aż 75 km) do tego kościoła na mszę św.
Położyłam pudełeczko
do chrzcielnicy i poszłam do księdza Polaka aby mu przedstawić prośbę o taki
rytualny chrzest pośmiertny nienarodzonego dziecka. Dałam mu też pieniądze jak
za zwykły chrzest.
Powiedział: „Dobrze” -
i myślałam, że to będzie przed, w czasie lub po mszy św.
Tak więc usiadłam
sobie w ławce po prawej stronie, gdzie jest obraz Matki Bożej Nieustającej
Pomocy, a i było to bliżej chrzcielnicy.
Nagle zauważyłam, że
tam był umieszczony nowy obraz „Jezu ufam Tobie” kopia dzieła Adolfa Hyły.
Dziwnym zbiegiem okoliczności zaczęłam przeglądać broszurki które wzięłam sobie
wchodząc do kościoła i była tam jedna co polecała rozmowę z Jezusem. Tak więc
zaczęłam czytać z niej te porady i rozmawiać do obrazu.
Obok mnie usiadł sobie
jakiś młodzieniec i spoglądał na mnie. Zapytałam go po duńsku– czy nie chciałby
być ojcem chrzestnym mojego nienarodzonego dziecka. Wyraził zgodę, a że miał
też akcent obcokrajowca tak jak i ja, spytałam się go skąd pochodzi –
powiedział że z Włoch/Italia co ucieszyło mnie bardzo. Na początku nie myślałam
o chrzestnych ale takim tylko rytualnym chrzcie, a tu nagle pojawia się myśl i
człowiek, który bardzo chętnie chce uczestniczyć w chrzcie mojego poronionego
dziecka.
Zaczęła się msza św. i
to w dodatku z udziałem jakiś księży z zagranicy, prawdopodobnie z Islandii.
Większość mszy była po
angielsku, co mnie denerwowało bardzo, bo po pierwsze przyszłam na polską mszę
św., a po drugie uważam język angielski za język „szatański/skażony”.
Nie omieszkałam wyjść z ławki i stając przed obrazem „Jezu ufam Tobie” zaczęłam śpiewać po polsku pieśń „O Stworzycielu Duchu Przyjdź”.
Nikt mi nie przerywał
bo może myśleli, że to było w programie mszy św.
Nagle dostrzegłam w
ławce po przeciwnej stronie znajomą i przyszło mi na myśl, skoro mam ojca
chrzestnego to dobrze by było wziąć do pary matkę chrzestną. Postanowiłam od
razu udać się do niej i poprosić ją o to. Niestety nie dało się z nią
porozmawiać bo ona uciszała mnie chcą najpierw uczestniczyć w mszy św. Tak więc
musiałam czekać aż skończy się msza.
Po mszy św.
powiedziałam jej o co mi chodzi, zgodziła się, z czego ucieszyłam się bardzo.
Za niedługo pojawił
się ksiądz i podszedł do nas. Myślałam, że teraz odbędzie się chrzest a tu
ksiądz mówi, że musimy odłożyć to na następny tydzień bo musi zająć się gośćmi.
Jak mnie to wkurzyło i mówię: „To musi odbyć się dzisiaj”, a on mówi że
niestety nie ma czasu, to ja mu na to: „Oddaj mi te pieniądze które ci dałam!”.
Włożył rękę do kieszeni i wyciągnął te same banknoty które mu dałam przed mszą.
Widziałam zdziwienie
sióstr zakonnych które stały w pobliżu. Podziękowałam znajomej i temu
przypadkowemu młodzieńcowi mówiąc im że muszę poszukać innego kościoła.
Na bocznym ołtarzu
pozostawiłam w niebieskim flakoniku z obrazkiem Syrenki Kopenhaskiej te kwiatki
z naszego ogrodu, ale zabrałam monety, które tam również złożyłam.
Wzięłam moją
paczkę/symbol trumienki i wyszłam z kościoła bez jakiejkolwiek modlitwy czy
przyklęknięcia tak jak zawsze miałam w zwyczaju czynić.
Wyszłam na ulicę i
zaczęłam się zastanawiać do jakiego teraz kościoła mam się udać i tu nagle
przyszło mi na myśl skoro Kościół Katolicki tak się zachowuje a mam już jedno
dziecko ochrzczone w nim, to może teraz to zaniosę do kościoła męża, który jest
protestanckim Folke Kirke.
Postanowiłam udać się
do najbardziej zaszczytnego to jest do Domkirke/Katedry w Roskilde.
I tu pasowało mi
połączenie pociągiem, nie wiem ile to czasu zajęło ale bardzo szybko pojawiłam
się w zakrystii. Tak jakby na mnie czekał sam proboszcz katedry. Kazał mi
usiąść, wyjął notes i spytał o sprawę z
jaką przyszłam. Pod datą tego dnia zanotował to co mówiłam i jakie imię
wybieram dla córki i dlaczego te właśnie. Wstał i powiedział: ”To zapraszam do
kaplicy”.
W kaplicy św. Andreasa
gdzie stała chrzcielnica położyłam swoje pudełko, pastor wyjął jakiś
modlitewnik i modlił się najpierw sam w ciszy a potem głośno, ja coś mu tam
odpowiadałam po duńsku. Nie pamiętam teraz wszystkich tych modlitw, byłam jakby
w szoku, ale pamiętam jak mi powiedział na koniec, że ma nadzieję, że nie będę
przyprowadzać tu innych na podobne rytuały.
Zdziwiło mnie to też
trochę, że nie było tam żadnego polewania wodą tak jak robił to ks. Piotr Maria
Natanek w swoim telewizyjnym rytuale.
Po wyjściu
pastora/księdza z kaplicy zaczęłam zastanawiać się co teraz zrobić z tym
pudełkiem, czy zabrać do domu, a może zostawić je w tej Katedrze gdzie są
również pochowani członkowie rodziny królewskiej i inni szlachetnie urodzeni
mieszkańcy z czasów kiedy to ta Katedra była katolicka. Doszłam do wniosku, że
najlepszym pochówkiem dla mojego dziecka będzie takie oto miejsce. W kaplicy
zauważałam wgłębienie tak jakby po jakimś oknie w dawnych czasach. Postanowiłam,
że to będzie najlepsze dla mojej córeczki położyłam tam pakunek i wyszłam z
kaplicy.
Kaplica na co dzień
jest zamykana, odbywają się tutaj specjalne uroczystości/modlitwy.
Postanowiłam dać jakiś
podarek dla mojej córki i zanieść jej moje zdjęcie kiedy to była żyjąca we
mnie.
W kwiaciarni kupiłam
zielone styropianowe serce i zamiast kwiatów do niego postanowiłam kupić takie
perełki. Serce pokryte perełkami włożyłam do ładnego metalowego pudełka i
pojechałam z tym do Roskilde.
Co tydzień w środy o
godzinie 12 odbywają się w kaplicy takie krótkie nabożeństwa „andagt” to jest
czytanie ewangelii potem krótkie rozważanie „myśli z sercem” i wspólne
śpiewanie pieśni.
Często po „andagt”-
„nabożnym słowem dnia”, idą uczestnicy na wspólny poczęstunek za niewielką
odpłatnością, gdzie dalej są dyskusje. Wykorzystałam taką okazję i zaniosłam
tam to serduszko i zdjęcie. Moje pudełko było tam nadal, co mnie bardzo
ucieszyło i rozzuchwaliło.
Zaczęło się demoniczne
działanie z obrazu „Jezu ufam Tobie”. Zaczęłam powiększać to i przychodziły
myśli rozpowszechniania go a nawet wyhaftowania go podobnie jak to zrobiłam z
rodzinnym herbem.
Więcej na ten temat
opętania opisałam w innej części kroniki, ale tutaj nadmienię, że zaniosłam do
tej kaplicy połówkę tego obrazu i położyłam na tamtejszym ołtarzu.
Nie wiem czy to było
bezpośrednią przyczyną zniknięcia wszystkiego co zaniosłam do tej kaplicy,
przecież są tam zainstalowane kamery i widzieli co się tam dzieje.
Nie kontaktowałam się
z nikim i nie pytałam się o moje rzeczy, jak oni nie zatrzymują mnie i nie
pytają o nic to i ja milczę.
Na koniec ujawnię w tej części o chrzcie mojej Marii Magdaleny Anny Laury, że Domkirke zostało od nowa wyświęcone przeze mnie. Zobaczymy czyj duch zwycięży. I tam również zaśpiewałam i dałam karteczkę z modlitwą do Ojca i Matki, po duńsku. Jezus uczył nas „Ojcze Nasz” a ja teraz próbuję uczyć „Ojcze i Matko Nasza”, bo tylko możemy być przebóstwieni poznając imiona swojego Boga Ojca i Boga Matki.
Postanowiłam też, że
dopóki ten demoniczny obraz „Jezu ufam Tobie” będzie wisiał w tym katolickim
kościele w Kopenhadze nie będę tam chodzić, mimo że mam tam miłe wspomnienia ze
ślubów: mojego i innych moich znajomych.
11. Wycieczka do Rzymu
W pierwszą rocznicę
ślubu wybraliśmy się z mężem na wczasowo - wycieczkę na wybrzeże Amalfi,
na wyspę Capri, gdzie kąpałam się w tak
słonej wodzie, że moje zdolności pływackie nabrały pewności siebie. Byliśmy na wulkanie Wezuwiusz, stąpaliśmy po
jeszcze ciepłej zastygłej lawie i patrzyliśmy z góry na pokryte popiołem wulkanicznym
miasto Pompei.
Stamtąd udaliśmy się
na tygodniowy pobyt do Rzymu. Pamiętam jak spaliśmy w hotelu na 4-tym piętrze i
tylko pod samym prześcieradłem, bo tak było gorąco również w nocy, a hałas
ruchu ulicznego nie dawał nam możliwości otwarcia okien.
W Rzymie zwiedziliśmy
najważniejsze turystyczne atrakcyjne budowle jak m.in. Colosseum, Hiszpańskie
Schody i oczywiście Kościół św. Piotra.
Dowiedziałam się o
możliwości bycia na audiencji z papieżem JP2 w auli, tak więc to zwiedzanie
miasta tak zaplanowaliśmy aby w tym czasie być na Watykanie.
To miało być moje
drugie spotkanie z papieżem JP2, pierwsze było w 1979 na Jasnej Górze, które
bardzo miło i silnie wpisało się w moją pamięć, jako bardzo spontaniczne i
uczuciowo mocne przeżycie. Jeszcze dzisiaj przed oczami widzę ludzi niemal
szalejących z radości i mnie samą z łzami w oczach przez większość kazania.
A co drugiego
spotkania z tym samym papieżem, to wspomnienia wręcz przeciwne, denerwowało
mnie głośne wiwatowanie w różnych językach, przepychanka jak najbliżej barierki
mimo stałych siedzących miejsc. Papież przechodził między wyznaczonym sekcjami
i tak uwielbiamy, że mnie to aż raziło. Nie było tam słychać modlitwy,
skupienia ale w większości to hałas, wiwaty. Nie to samo co na Jasnej Górze tam
była modlitwa aż do łez, a tu jakby spotkanie z jakąś gwiazdą z Hollywood. To
odmieniło moje spojrzenie na rolę papieża. Gdzie był Bóg w takiej wrzawie? Czy
czcimy papieża czy Boga?
Nie tylko to nie
spodobało się mi tam. Te sklepy przy Placu Watykańskim z różnymi pamiątkami;
rozumiem, że każdy chcę coś kupić sobie albo innym podarek z pielgrzymki ale
powinno to być coś niewypaczającego uczucia religijne a nie jak taki obrazek
Jezusa zrobiony z takim efektem jak Jezus „robi oczko” na patrzącego kiedy się
patrzy pod pewnym kątem. Druga sprawa wszystkie ceny tak wygórowane, takie
pudełeczko z różowego kwarcu, które sobie kupiłam w innym miejscu tutaj
kosztowało trzykrotnie więcej. Nie wiem czy w ogóle ktoś kontroluje te sklepy,
czy to jest wolna amerykanka, chociaż na terenie Watykanu.
W samej Brazylijce św.
Piotra było jakoś tak przestrzennie, pusto, niczym w jakimś muzeum, właściwie
nie widziałam nikogo na modlitwie ale wszystkich zwiedzających, tak jak ja z
moim mężem.
Tak więc pobyt na
Watykanie nie umocnił mojej wiary a wręcz przeciwnie dał mi dużo do
przemyślenia. Te stroje szwajcarskiej gwardii, w jaskrawych kolorach pobudzał
mnie do śmiechu, chociaż przecież nie powinien bo byłam przyzwyczajona do
dziwacznych zachowań królewskich duńskich wart, w idiotycznych wysokich
futrzanych czapkach.
A przecież w 1981roku
ofiarowałam swoje życie za papieża JP2, którego miałam w pamięci z Jasnej Góry,
a teraz co, nie lubię Go już więcej, jest mi obcy, brak mi jego uduchowienia.
Nie wiem czy to zmiana
nastąpiła u mnie, tak zwane „otworzenie oczu”, czy wyczułam zmianę duchową w
papieżu, nie był to już mój umiłowany papież. I to utrzymywało się nadal,
czasami wyłączałam telewizor jak oglądałam spotkania papieskie, irytowały mnie
te histerie ludzi, do tego stopnia, że jak JP2 odwiedził Danię i był na
spotkaniu modlitewnym w Katedrze/Domkirke, wcale nie miałam ochoty w tym
uczestniczyć.
12. Pielgrzymka do Jerozolimy
widok Jerozolimy
Właściwie miałam na
myśli aby napisać osobną książkę z mojej podróży do Jerozolimy.
W czasie prawie 4-
tygodniowego pobytu tam prowadziłam dzienniczek gdzie opisywałam zdarzenia i
komentarze do robionych tam wielu zdjęć. Gdzieś to wszystko leży i czeka na
swój czas aby to wszystko opisać.
Ale kiedy to będzie
nie wiem ponieważ muszę najpierw uporać się z wydaniem tych ogólnych moich
mistycznych przeżyć. Ponadto wiele czasu zajmuje mi studiowanie Biblii,
czytanie książek innych autorów co też mieli podobne przeżycia podczas procesu
Kundalini. Potrzebuję potwierdzenia, czy słyszenie głosów to choroba umysłu tak
jak twierdzi obecna nauka/mafia, czy jest to dar boży taki jak opisuje się w
Biblii. I tu jest dylemat, jeżeli to co opisuję tu w mojej kronice będzie nie
przyjęte przez Kościół to nie mam co się
wysilać z promowaniem tego w ośrodku ateistycznym jakim jest służba zdrowia a
przede wszystkim jej człon psychiatria. Chyba że założę ten ośrodek psycho –
neuro - teologiczny, gdzie będę mogła wykazać uzdrowienia od demonicznych
naleciałości religijnych i nie tylko tych ale również demonicznych opętań z
gier. Ale do tego potrzebne są moce pieniądza, a jak zauważyłam mistyczne
przeżycia nie idą w parze z materialistycznymi monetami.
Wracając do
pielgrzymki – wybrałam się sama i nie z jakimś biurem podróży, ale całkowicie
sama i to bez znajomości języka innego niż polski i duński. Tak się złożyło, że
na moje 60-lecie urodzin przybyła rodzina męża i ja zażyczyłam sobie tylko
pieniądze na pielgrzymkę do Jerozolimy i to na następny rok kiedy to przypadały
Święta Wielkanocne w tym samym czasie w Kościele Rzymskokatolickim jak i
Prawosławnym. Pragnęłam uczestniczyć w
prawosławnym ceremonii fenomen „Świętego Ognia” w Wielką Sobotę; przejść
po kamieniach po których Jezus przechodził i więcej dowiedzieć się o plemieniu
Jebus, które tam zamieszkiwało przed ok. 1000 lat p.n.e. kiedy to król Dawid
złamał przymierze Abrahama z Jebusytami.
Tak wielka była we
mnie ochota do odwiedzenia Jerozolimy, że nie obawiałam się żadnych trudności,
chociaż po pierwsze nie udało mi się zarezerwować noclegu u katolickich sióstr
zakonnych, mimo to że nie miałam bezpośredniego lotu z Danii do Izraela. Jak
się czegoś bardzo pragnie to się osiągnie. Udało mi się zarezerwować tani
hostel ze śniadaniem, mimo że w 8 osobowym pokoju, ale za to niemal przy samej
bramie Damasceńskiej. Miałam też szczęście w podróży w czasie przesiadki w
Szwajcarii. Lotnisko w Zürich tak duże i to z metrem, że trudno było się
połapać, w którą stronę iść. Pomyślałam sobie, że będę obserwować ludzi którzy
byli ze mną w samolocie - i to byłoby zgubne dla mnie, gdyby nie opatrzność
Boska. To wszystko przebiegało tak szybko, każdy śpieszył się i wsiadał do
nadjeżdżających pociągów i ja też w tłumie chciałam wejść do metro, ale nagle
drzwi zamknęły mi się przed nosem. Ja przerażona, że nie zdążę na następny
samolot zapytałam stojących spokojnie ludzi obok mnie i co się okazało, byli to
Duńczycy, którzy poinformowali mnie o następnym pociągu i o tym że dobrze że
nie wsiadłam do tego poprzedniego bo bym wyjechała z lotniska na miasto.
Samolot do Izraela był
bardzo szeroki w takim jeszcze nigdy nie byłam i ludzie też inni co do ubioru i
zachowania. Dostałam tam posiłek taki jak wszyscy inni, nic dodatkowo nie
kupowałam.
Na lotnisku w Tel Awiw
nie miałam żadnych problemów, wypytywali mnie gdzie jadę do kogo, najpierw po
angielsku a ja im mówię: „pilgrim”, że nie rozumiem i że tylko znam polski i
duński, w końcu strażnik machnął ręką i kazał mi iść dalej.
Z domu przygotowałam
się co do dalszej podróży autobusem, z lotniska do Jerozolimy, nie było żadnych
problemu, było wiele odjazdów. Podobnie w autobusie pokazałam kierowcy adres
hostelu i on kiwnął mi głową że zrozumiał. Miałam ze sobą mapkę Jeruzalem tak
więc bez wsiadania do taksówki przeszłam pieszo do hostelu.
Tu były największe
problemy językowe, nic nie rozumiałam co do mnie mówili w recepcji, jakieś
dopłaty, a ja tylko pokazywałam rachunek, że z góry wszystko opłacone. W końcu
jako, że chodziło im o niewielką summę zapłaciłam to im, nie wiem co to było.
Do pokoju wprowadziłam się jako pierwsza tak jak więc wybrałam sobie łóżko,
zadowolona też byłam że z pokojem była połączona toaleta z prysznicem, czyli
wszystko na miejscu.
Do pielgrzymki
przygotowałam się dokładnie, zaplanowany był prawie każdy dzień i miejsce
zwiedzania.
Mało tego duże
szczęście, że na początku pobytu przypadkowo przed jedną z cerkiew spotkałam
młodzieńca z Litwy, który dobrze mówił po polsku, rosyjsku i angielsku. Chyba
go sam Anioł Stróż zesłał mi do pomocy. Litwin żalił mi się, że mu na granicy
zabrano elektryczną maszynkę do golenia i coś tam więcej, wybrał się tylko z
podręcznym bagażem aby mniej płacić za przelot a tu czegoś takiego nie
przewidział. Bardzo wzbudzał moje zaufanie i postanowiliśmy wybierać się razem
na eskapady. Tak więc zwiedziłam z nim większość prawosławnych cerkwi o których
mi się nawet nie śniło. Byłam na spotkaniu z samym moskiewskim popem, czy jak
go tam zwą. Ta sama histeria jak na spotkaniach z katolickim papieżem. Tak więc spędzałam Święta Wielkanocne według
prawosławia, katolików i luteranów. Droga krzyżowa z palmami zaczynała się
wcześnie rano u prawosławnych a droga krzyżowa katolików i protestantów w tym
dniu ale w czasie popołudniowym ale według ustawiania się w kolejce zgodnie ze
zgłoszeniami przewodników - ja
dołączyłam się do protestanckiej grupy bo podsłuchałam jak mówią po duńsku, to
ci dopiero przypadek. Poprzez nich poznałam inne miejsce pochówku Jezusa
(miejsce odnalezione pod koniec XIX wieku przez brytyjskiego generała Gordona)
w takim ogrodzie przy skale mającej kształt czaszki, wzgórzu obecnie w
sąsiedztwie głównego dworca autobusowego.
Z towarzystwa z
Litwinem też dowiedziałam się o innym miejscu, gdzie odbywała się ostatnia
wieczerza i bez niego nie udałoby mi się dostać na to prawosławne „Święto
Ognia”. Znał on pewne kruczki jak się wcisnąć w tym czasie do Bazyliki Grobu
Pańskiego i to bez zaproszenia, a mianowicie należy uzyskać karnet na wejście
na poranną mszę świętą odprawianą przez katolików, a potem jak wszystkich
wyganiają ukryć się w jakimś miejscu, za jakimiś drzwiami, a może nawet wejść
do konfesjonału.
Tak więc już o
czwartej rano wybrałam się przez wskazaną przez niego bramę wejściową i
ustawiłam się już w zawiązującej się kolejce, on przyszedł godzinę później i
odszukał mnie.
Niestety nie przez to
wejście mieliśmy wchodzić, bo po jakimś kwadransie przyszedł zakonnik
franciszkanin, rozdał nam karnety i zaprosił nas do innego wejścia. Szliśmy za
nim przez jakieś zakamarki, ogrody, ja nie miałam czasu na oglądanie się bojąc
się zgubić z oczu tego zakonnika, który szedł niemal jak na zawodach chybkiego
chodzenia.
Nie wiem która była
godzina kiedy naleźliśmy się w Brazylijce przed ustawiony ołtarz przy samym
wejściu do „rzekomego” Grobu Jezusa. Zwiedziłam już wcześniej Brazylijkę to
czułam się więcej swojsko.
Wcisnęłam się na
jakieś zarezerwowane ławki dla kapłanów, ale mnie ksiądz i to taki młody usunął
a sam się rozsiadł. Wkurzyło mnie to wyciągnęłam z plecaczka takie małe
rozkładane krzesełko i usiadłam z boku przy ławce. Spojrzał na mnie ponuro ale
nic nie powiedział. Dobre było miejsce, wszystko było widać, jak odprawiał mszę
świętą sam katolicki biskup Jerozolimy. Piękne śpiewy chóru, rytuał
wprowadzenia biskupa przez takich strażników trzaskających w posadkę
specjalnymi laskami - niczym na sejmie w dawnych czasach – tak myślę?.
Przed samą komunią świętą
zauważyłam, jak się ustawia kolejka przez jakieś matrony w welonach i innych
wybranych osób z jakich stowarzyszeń. Zapragnęłam też przystąpić do komunii św.
i włączyłam się w tą kolejkę. Nikt mi nie przeszkadzał, ale nawet nie
podejrzewałam, że ustawiłam się do kolejki gdzie komunii udzielał som biskup.
Wszystkim innym udzielali kapłani na miejscach gdzie stali bo miejsc siedzących
prawie nie było. Zagubił mi się z oczu ten Litwin i inni z grupy. Zatrzymano
ich w części odległej, ale mnie się udało dostać do części zarezerwowanej dla
kapłanów to do dziś jest to dla mnie zagadką.
I to co zrobiłam
uratowało mnie z wypędzenia z Bazyliki po skończeniu mszy św. przez katolików.
Zostałam nagle prawie sama w pustej rotundzie bazyliki, wystraszyłam się i stanęłam
przy jakiś drzwiach części dla prawosławnych. Widziałam tam wchodzące jakiś
kobiety w czarnych chustkach na głowie, nie zastanawiając się wyciągnęłam moją
chustkę (ale w kolorze brzoskwiniowym) i zawiązałam na głowie. Po jakim czasie
przybywało coraz więcej ludzi i zajmowali wyznaczone miejsca, postanowiłam być
bliżej tłumu, tak aby nikomu nie wpadło na myśl by zażądać ode mnie
karnet/biletu. Udało się prawie dopóki nie wyciągnęłam swojej świeczki
przywiezionej z domu. Wszyscy mieli takie paczki cieniutkich białych świeczek a
ja taką pojedynczą grubą i w dodatku w kolorze czerwonym. Wzbudziło to uwagę jakiś prawosławnej zakonnicy, która
chodziła między tłumem i rozdawała waciki nasycone jakiś wonnym kwiatowym olejkiem.
Coś spytała się mnie a ja jej nic nie odpowiedziałam, ale z tego co zaczęła
wykrzykiwać tak się domyślam, że nie jestem z ich grupy i zajmuję ich miejsce.
Tak więc zeszłam parę stopni na dół ze schodów i usiadłam na krawędzi
najniższego stopnia, z którego nie było takiego dobrego widoku jak wcześniej.
Po niedługim czasie
zaczęły się wrzaski, bo ukazał się pop niesiony na takiej lektyce (chyba też
tak noszono kiedyś papieża). Okrążał środkową część Brazylijki chyba z siedem
razy i za każdym razem jak się zbliżał to te kobiety/zakonnice darły się w
wniebogłosy.
Wiwaty uciszyły się
jak pop wszedł do sanktuarium z Grobem Chrystusa – a może to zrobił jakiś inny
zakonnik. Ale po ok. 5 minutach zaczęło się znów podnoszeniu emocji przez jakąś
grupę śpiewającą - taneczną i z jakimiś sztandarami. Nie wiem jak długo
czekaliśmy na pojawienia się tego świętego ognia – dla mnie to trwało ponad
godzinę. Kiedy wyszedł ktoś z zapaloną świeczką i zaczęto od niej rozprowadzać
ogień dla innych był taki wrzask, że niemal bębenki w uszach pękały. Po jakimś
czasie było tyle dymu w Bazylice że stało się szaro i brakowało tlenu do
oddychania. Teraz tylko czekałam aby jak najszybciej się z tego wydostać.
Płomień mojej świeczki parzył tak jak zawsze – żadnej zmiany nie było, ale
widziałam jak jedna z zakonnic demonstrowała muskanie swojego ognia po swoim
policzku. Ta prawosławna zakonnica miała taki pęczek cieniutkich świeczek,
ogień wydawał się duży ale te cieniutkie świeczki z cieniutkimi knotami miały
tylko niemal tlący się płomyk – i to był oszustwo tak zwanego ognia który nie
parzy.
W kolejnych moich
dniach nadal sprzyjało mi szczęście. Do hostelu przybyła polska para
narzeczonych z Opola. Mimo że byli tylko dwa dni nie mieli nic przeciw temu
abym udała się z nimi na wspólne zwiedzanie miasta. Wybierałam się z nimi tylko
w te miejsca gdzie jeszcze nie byłam a więc na wzgórze Moria, Kopuły Skały.
Było mi raźniej zwiedzać no i miał mi kto zrobić zdjęcia. Dobrze że nie byłam
sama bo kiedy jak schodziłyśmy po schodach w kierunku tej zwanej Złotej Bramy
skąd był piękny widok na Górę Oliwną z rosyjską cerkwią ze siedmioma
pozłacanymi kopułkami, a tu nagle pojawił się przy nas uzbrojony żołnierz.
Dobrze że miałam przy sobie osobę znającą angielski, nie wiedziałyśmy o tym
zakazie.
Mnie przy wejściu na
plac pytano czy jestem muzułmanką, ponieważ miałam na głowie chustkę. Niestety
nie było nam dane wejść do samego budynku ze złotą kopułą, bo to jest dozwolone
dla zwiedzających tylko rzadko w wyznaczonych dniach i godzinach. Mam nadzieje
że kiedyś jeszcze uda mi się zwiedzić to podziemie pod skałą o której jest tyle
ciekawych opowieści.
Na drugi dzień
namówiłam tych Polaków do przejścia ze mną szybu Warena (nazwa pochodzi od
odkrywcy) wodnym tunelem w parku narodowym, miejscu wykopaliskowy nazwanym
obecnie Miastem Davida, a była to niegdyś starożytna twierdza Jebusytów.
Przez ten tunel weszli
do miasta/twierdzy Jebusytów szpiedzy króla Dawida i tutaj Dawid założył swoją
stolicę w ok, 1006 roku p.n.e. wbrew woli mieszkańców Jebus.
Pochyły tunel prowadzi
do pionowego szybu z sadzawką na dnie, do której spływa woda ze źródła Gichon
(system ten zbudowali Jebusyci, by zapewnić sobie wodę w czasie oblężenia). W
tym tunelu woda ma tak silny prąd, że było trudno utrzymać się na nogach,
ponadto w na pewnych odcinkach nie było w ogóle świata a latarka na czoło nie
zawsze mi świeciła. Dobrze że znów miałam wsparcie tej polskiej pary – co bym
zrobiła gdybym tak straciła równowagę, a miałam przy sobie paszport i
pieniądze.
W Drugiej Księdze Samuela czytamy:
8 Dawid w tym dniu powiedział: Ktokolwiek pokona Jebusytów, zdobywając przejście podziemne oraz ślepych i kulawych nienawistnych dla duszy Dawida..(ten będzie wodzem).
W dopiskach
czytamy: Przejście podziemne było prawdopodobnie jedną z metod fortyfikowania
miasta,.. Wiodło ono od źródła Gibon na szczyt Ofelu.
Moje
spostrzeżenie:
Jebusytą był król i
kapłan Melchizedek, a Chrystus Jezus jest kapłanem na wzór Melchizedeka to z
tego wniosek że zwycięstwo Chrystusa Jezusa jest zwycięstwem Jebusytów nad
domem/duszą Dawida, dlatego Żydzi nie
chcą przyjąć swojego obrzezanego Jezusa jako Zbawiciela wszystkich ludzi.
Zwiedzanie innych
tuneli przebiegało na spokojnie i samotnie. Przeszłam tunel Ezechiasza (nazwa
od budowniczego króla asyryjskiego ok. 700 rok p.n.e.) prowadzący wodę źródlaną
do sadzawki Siloe.
Nie miałam przy sobie
żadnego nożyka czy pilniczka aby zrobić jakiś napis na ścianie w któryś grot,
miałam tylko szminkę do ust i ją wykorzystałam do napisania mojego nazwiska.
Uważam, że moje nazwisko jest magiczną nazwą Jerozolimy/JeruSALEM.
Trzecim tunelem
jeszcze wtedy nie otwartym dla zwiedzających był tunel prowadzący do miasta
tzw. tajemny tunel, który zbudowano prawdopodobnie dopiero za czasów Heroda?.
Tu też była opaczność
boża, bo kiedy stałam przed znakiem zabraniającym wejście osobom i wychylałam
głowę do tunelu aby choć trochę zobaczyć pojawiła się jakaś młoda kobieta.
Z rozmowy po niby
angielsku domyśliłam/dowiedziałam się że jest francuską studentką i że ona
zamierza dostać się do ich bazy budowy tunelu. Spytała się skąd jestem, później
uśmiechając się wskazała ręką, że mnie zaprasza. Tak więc przeszłyśmy pod
łańcuchem zagradzającym wstęp, szłyśmy tunelem około 200 m pod górę, a później
wskazała na zakamuflowanie trzciną przejście do tunelu nie tak bardzo stromego.
Długo jeszcze szłyśmy zanim pojawiło się naturalne światło i słychać było ruch
uliczny. Tak doszliśmy do takiej drewnianej budowli, nazwałam bym to raczej
szopy, gdzie ucieszono się z naszego widoku. Powitali tą studentkę jej znajomi
i zaprosili do wnętrza a ja stałam i nie wiedziałam co robić. Po jakimś czasie
pojawił się młodzieniec i pokazał mi jak mam się przedostać przez plac budowy
na szeroką główną ulicę. Dobrze że miałam ze sobą mapę miasta i bez pytania
udało mi się wrócić do hostelu. Właściwie pokazano mi jak mogłabym dostać się
na teren ogrodzonego „Miasta Dawida” bez płacenia biletu wstępu. Nie chciałam
ryzykować wykorzystać to bo po pierwsze już dwa razy byłam, a po drugie tyle
jeszcze miałam do zwiedzania innych miejsc.
Mało tego szczęścia. W
czasie śniadania następnego dnia usłyszałam że ktoś rozmawia po duńsku.
Usiadłam na kanapie
blisko ich, nie było tam jako takich stołów ale tylko dwa małe stoliczki, gdzie
kto zdążył to przystawił sobie aby móc postawić sobie kubek z kawą. Większość
kładła sobie papierowe talerzyki na kolanach a kubki na podłodze.
Zrobiłam gest pytający
młodej dziewczyny czy mogę postawić sobie kubek a ona kiwnęła że tak robiąc mi
więcej miejsca. Ja się uśmiechnęłam i powiedziałam TAK to znaczy po duńsku
dziękuję i tak nawiązała się rozmowa z jej mamą. Dowiedziałam się, że są Danii
i że zamówiły sobie tylko dwie noce w tym hostelu i że dzisiaj zaraz po
śniadaniu idą odebrać wynajęty samochód. Mama dziewczyny była trochę
zaniepokojona tam jak sobie poradzi bo dawno nie prowadziła samochód sama ale zawsze
to jej mąż trzymał kierownice. Ja jej powiedziałam że ja mam prawo jazdy ze
sobą i dodałam, mam garaż ale nie stać nas na samochód. Popatrzyła na mnie i
spytała jakie mam plany na dzisiaj, ja jej odpowiedziałam, że jeszcze nie
sprawdziłam w swoim planie, wtedy ona spytała czy bym nie chciała wybrać się z
nimi na wycieczkę na legendarną twierdzę Masada a później nad Morze Martwe,
byłoby jej raźniej prowadzić samochód. Nie miałam w planie czegoś takiego, a o
tej górze nic nie wiedziałam. Moim celem była tylko Jerozolima, ale myśl o
kąpieli w Morzu Martwym była za bardzo nęcąca. Powiedziałam jej że bardzo
chętnie ale nie jestem w stanie jej zapłacić to w Izraelu jako że nie mam ze
sobą zbyt dużo pieniędzy. Ona uśmiechnęła się i odpowiedziała że nie chce współudziału
pieniężnego. Tak więc umówiłyśmy się przez hostelem za 15 minut. Nie jadłam
dalej tylko szybko wpiłam kawę a chleb to znaczy taki placek i jajka spakowałam
sobie. Jako że nie miałam ze sobą kostiumu kąpielowego zabrałam czarne
majteczki i czarny biustonosz oraz plastykowe papcie a raczej sandały, które
używałam w hostelu.
Na wynajęcie samochodu
zeszło nam około 2 godzin, najpierw dojście do biura, później wypisanie
dokumentów, ubezpieczenia a później oczekiwanie na samochód. Sam wyjazd z
miasta Jeruzalem był też z problemami a ja nie byłam przygotowana na to aby jej
pomóc. Jej córka usiadła sobie na tylnym
siedzeniu i słuchała sobie muzyki nie uczestnicząc w naszych zmaganiach.
Udało się, znalazłyśmy właściwą drogę i zdążyłyśmy w czasie aby dostać się
kolejką na górę Masada. Był ograniczony czas kiedy to wciągano turystów pod
górę i zapewniano zjazd z powrotem. Dunka chciał nawet zapłacić mi bilet ale ja
stanowczo odmówiłam i sama uiściłam kwotę dosyć dużą jak na moją kieszeń.
Ale warto było zobaczyć
to starożytne miejsce z ciekawą historią, gdzie jak się dowiedziałam tam Żydzi
popełnili zbiorowe samobójstwo po nieudanym powstaniu.
Później kąpiel w
słonym Morzu Martwym jest nie do zapomnienia przeżyciem. Właściwie to nie mogę
tego nazywać kąpielą, pływaniem a tylko zamoczeniem. Podłoże skaliste, woda
śliska, piekąca z powodu tak dużego zasolenia a ponadto nie dało się ustać w
moich sandałach bo unosiły się moje nogi tak że traciłam równowagę, A postawić
nogę bez obuwia też się nie dało bo albo kamienie były za śliskie albo raniły
stopy. Tak więc po kilkakrotnym upadku na tyłek postanowiłam wyjść z tej
solanki szczególnie za zaczęło mnie bardzo szczypać w kroczu i musiałam szybko
zmywać ciało czystą wodą. Moje próby kilkakrotnego mycia się po prysznicem, w
czystej ale niesamowicie zimnej wodzie nie dawały oczekiwanego rezultatu
spłukania osadu, ciało było nadal śliskie. Nie mogłam więc założyć moich
kompensacyjnych rajtus, ale na szczęście nie zatrzymywaliśmy się nigdzie w
drodze powrotnej.
Dostałam propozycją na
drugi dzień aby udać się z nimi do Betlejem. Tym razem odmówiłam ponieważ Dunki
nie wracały do hostelu ale miały dalej jechać do Tel Awiw, gdzie miały już
namówiony następny nocleg. Propozycja była bardzo kusząca ale bałam się wracać
sama z Betlejem do Jerozolimy, chociaż to było tylko ok 6 km, ponieważ
słyszałam że były tam jakiś strzelaniny/rozruchy i była wzmożona kontrola z
miasta.
I na tym skończę tym
razem dalsze opisy zwiedzanych miejsc. Tylko dodam ogólne
spostrzeżenie/wrażenie z Jerozolimy– manipulacja, turystyka i wyciąganie
pieniędzy od ludzi, brak jakiejkolwiek mistyki, prawdziwej duchowości
Chrystusa, bałwochwalstwo - tylko biznes rzuca się w oczy!
Ale jednak chcę
wspomnieć o miejscach gdzie miałam
dziwne doznania: pierwsze takie omdlewające, kiedy to na XII Stacji Drogi
Krzyżowej w Bazylice Grobu Świętego dotknęłam kamienia/Skały Golgoty na którym
prawdopodobnie miał stać krzyż Jezusa. Pod tą skałą jest umieszczona relikwia,
nigdy nie wyjmowana - prawa ręka Marii Magdaleny (a druga też prawa ręka Marii
Magdaleny była w Danii, a lewa ręka na wyspie Rodos; inne kości ręki Marii
Magdaleny w Jerozolimskiej cerkwi, a inne w Ameryce, Szwecji, Francji itd.).
Drugie przeżycie to
takie prądy przechodzące przeze mnie kiedy klęczałam w Kościele Zaśnięcia NMP
na Górze Syjon. Posadzka mozaikowa w tym kościele przedstawia trzy
koncentryczne kręgi symbolizujące Trójcę
i wokół zdobiona jest znakami zodiaku. W części piwnicznej jest sarkofag
albo lepiej figura Mamy Jezusa w trumnie.
piwnica Kościoła Zaśnięcia NMP na górze Syjon
Czyżby Jej ciało tutaj
było pochowanie a nie w podziemnej krypcie w Grobie Matki Boskiej na Górze
Oliwnej, nad którym później zbudowano kościół.
Ani w Efezie jak
podaje bł. Anna Katharina Emmerich, ale tutaj z dodatkiem przemienienia ciała
Maryi?
Na pierwszej kondygnacji
obok znajduje się Wieczernik/Cenaculum a pod nim na najniższym piętrze tego
budynku krzyżowców jest kilka małych pomieszczeń i w jednym z nich znajduje się
tylko cenotaf przykryty tkaniną - miejsce te czczone jest jako Grób Króla
Dawida (udało mi się tam wejść).
Trzecie przeżycie to
lęk w cerkwi prawosławnej, takie kiedy to nagle napotka się wgłębienie w
posadzce, gdzie jak się dowiedziałam znaleziono tu ściętą głowę Jana
Chrzciciela. Zwiedzanie nie odbyło się bez przymusowego uiszczenia zażądanej
przez dozorującą zakonnicę kwoty pieniężnej, mimo że nigdzie nie było napisane
o płatnym wstępie.
A co z różnymi grobami Jezusa, wieczernikami, miejscem
wstąpienia Jezusa do nieba, śladami Jego stóp i relikwiami - kawałkami św.
krzyża?
Jedź do Jerozolimy z
otwartym umysłem a otworzą ci się oczy!
***
Mogłabym opisywać inne
wycieczki tak jak np. do Londynu (tu też miałam odczucia prądów w jednym z
kościołów), czy szczególną wycieczkę do Turcji, a zwłaszcza zwiedzanie Efezu.
13. KURY
Kury uratowały życie mojemu
tacie w czasie II Wojny Światowej.
Cała rodzina mojego
taty i również mojej mamy odczuła skutki
wojny.
Ich rodziny zostały
zabrane na przymusowe roboty do Niemiec, tereny koło Nysy, obecnie włączone do
Polski.
Mamusia nie miała jeszcze
14 lat, to jej dopisano aby mogła dostawać żywność jak na dorosłą osobę, ale za
to musiała iść w pole i pracować jak dorośli.
Tatuś był 8 lat
starszy od mojej mamy. Przydzielono go do „bauera” w pobliżu wsi gdzie mojej
mamy rodzina była zakwaterowana.
Poznali się
przypadkiem, po jak to swój swojego poznaje, podobnie ja mogę wyczuć to w
Danii, że mam do czynienie z Polakiem i to nie tylko, że mówi może z jakimś
akcentem ale po rysach twarzy.
Tatuś bardzo polubił
swoją przyszłą teściową. Bywało czasami, że mamusia zmęczona szła spać a tatuś
z jej mamą długo gawędzili ze sobą.
Znajomość języka
niemieckiego miała moja babcia już z I Wojny Światowej, nawet chodziła do
niemieckiej szkoły podstawowej, później uzyskała znajomość francuskiego bo
razem z dziadkiem musieli udać się za granicę aby zdobyć środki na utrzymanie
rodziny. Dzieci były w Polsce pod opieką babci mamy.
Tak więc los mojej
rodziny jest w większości za granicą, podobnie jak i mój, tyle że ja nie
wyjechałam na zarobek, bo miałam pracę wysokopłatną, ale jednać musiałam
uciekać z kraju ojczystego aby ratować życie.
To co mi opowiadali
rodzice, było niewolnictwo – całodzienna praca tylko za pożywienie.
Z tego co mi opowiadał
tata jego pożywienie składało się z jakiś zup, polewek, kawy słodzonej sacharyną,
że aż paliło go w żołądku. Ale jednak Bóg czuwał nad nim. Kiedyś na polu
znalazł miejsce gdzie jakiś kury zrobiły sobie gniazdo i tam składały jajka
zamiast w kurniku jak wszystkie inne. Tak więc tatuś pił surowe jajka i to go
utrzymało przy życiu.
Jego gospodarz miał
jakąś niedołężną córkę z którą poszedł tatuś kilka razy na tak zwaną wiejską
potańcówkę. Prawdopodobnie miała ona oko na tatusia, ale nie było wzajemności.
Tatuś upatrzył sobie
moją mamę i coraz częściej spotykali się i robili plany na przyszłość, być może
to ich też trzymało przy życiu.
Zbierając świadków i
informacje o przymusowej pracy tatusia, było to potrzebne aby dostać dodatek do emerytury, pojechaliśmy
w te strony moim duńskim samochodem. Wdziałam to gospodarstwo, obecnie w rękach
kogoś ze wschodu. Widziałam jak wysoko po drabinie musiał tatuś wnosić słomę na
przechowanie i jego kryjówki. Pokazał mi też tatuś, to miejsce na placu, gdzie
go koń kopnął w głowę. Tatuś miał namacalne wklęśnięcie na czaszce.
Miejsca pobytu mamy
nie odwiedzałam ponieważ potrzebne dokumenty, mamie pomógł to załatwić młodszy
brat i siostra, która tam się urodziła. Po wojnie babcia urodziła jeszcze jedną
córeczkę ale ona miała otwartą czaszkę tzn. nie zasklepioną i po paru
tygodniach Ewusia zmarła.
Później Ruscy weszli
na te tereny. Niemcy zaczęli zbierać się do ucieczki. Bauer objął tatusia za
nogi i prosił o przebaczenie i aby nie zabijał jego rodziny. Tatuś mu
odpowiedział, że nie ma ochoty mieć czyjegoś życia na swoim sumieniu, zabrał
rower z podwórka i odjechał od nich. Nie znał dalszych losów tej rodziny.
Nie wszystkim braciom
tatusia udało się przeżyć. Najmłodszy Dominik za ucieczkę od bauera został
wysłany do Oświęcimia, gdzie słuch po nim zaginął, a drugi starszy brat był
zabrany do wojska i zginął na polu bitwy. Prawdopodobnie jest jego nazwiska na
kamieniu pamiętnym na placu centralnym w Kłobucku koło Częstochowy – muszę
kiedyś tam pojechać i sprawdzić.
Po wojnie spotykali
się rodzice w Częstochowie, ponieważ mamusia była dana na służbę do jakiej
rodziny z dziećmi, gdzie pilnowała je, sprzątała po czterech osobach, czasami
również robiła jedzenie dla dzieci. Nie wiem czy to była jakaś bogata polska
rodzina, czy żydowska. Mówiła mi mamusia że dostawała jakieś pieniążki za
zapalania ognia w sobotę, ale nie wiem czy to było u tych gdzie pracowała czy u
jakiś innych. Opowiadała mi też o dziwnym zachowaniu swojej pani, która
przychodziła z pracy czasami bardzo późno, zjadała jedzenie przygotowane dla
dzieci i to mamę bardzo wkurzało. Pani była piękna i dobrze ubrana podobnie jej
mąż, gdzie pracowali, co robili poza domem tego mamie nie mówili.
Tatuś podchodził pod
dom i wywoływał mamę na ratkę w niedzielę, bo wtedy mama miała wolne. W końcu
powiedział: Pobierzmy się, nie będziesz więcej wychowywać cudze dzieci ale
swoje.
Pobrali się w kościele
w Ostrówku parafii rodzinnej mamy. Do ślubu szła mama w jakieś sukience
zrobionej z firanek, tak mi opowiadała, bieda była; nie mają też żadnych zdjęć
ślubnych. Później wyjechali razem ze Stefanem bratem taty na zachód, do
opuszczonego przez Niemców gospodarstwa, gdzie ja i mój brat tam przyszliśmy na
świat.
Dwie rodziny na jednym
gospodarstwie to było za dużo, zwłaszcza, że przybywało dzieci.
Rodzice postanowili
przeprowadzić się do pobliskiego miastecka. Tatuś poszedł do pracy w tartaku,
później na trochę lżejszą pracę w tuczarni, niestety jego zdrowie zaczęło
szwankować. Największe problemy miał ze sercem, nie wiem czy to może ten stres
wojenny, ciągły strach, że w każdej chwili za najmniejsze nieposłuszeństwo mógł
przypłacić życiem.
Co z tego że Niemcydali moim rodzicom mały dodatek do emerytury i parę tysięcy złotych takiego
jednorazowego odszkodowania. Nikt im nie pomógł wymazać z pamięci obrazów krwi
i trupów.
A od Rosji (niektórzy
nazywali ich wyzwolicielami) niczego nie otrzymali, a przecież moja mama była
światkiem jak gwałcono młode polskie kobiety, a sama musiała chować się przed
nimi jak tylko ktoś się zbliżał. A tatusiowi ten rower niemiecki to w drodze
zabrali, odmówił by to kulka w głowę. A co później „wyzwoliciele” z nami
robili, odczułam to na własnej skórze. Propaganda pracy, normy, medale
przodownicy, mówię tu o pracy mamy, bo tatuś dostał nędzną rentę inwalidzką i
mamusia musiała iść do pracy i to na trzy zmiany.
To wszystko
oddziaływało na całą rodzinę. Czasami mamusia mówiła: „Po co ja się narodziłam
na taką mękę”.
W czasach jak już
posiadali telewizor nie byli w stanie patrzeć na filmy wojenne, i ja mam to też
po rodzicach tak zwany stres, wyłączałam zaraz jak tylko jest film z przemocą.
14. Na klepisku
Kiedy opisuję o
rodzicach to przypomniała mi się taka wizja o nich, którą kiedyś miałam.
Tak jakby znajdowali
się na glinianym klepisku, chyba to było klepisko Jebusyty Ornana.
Rodzice stali na
wzgórzu, tatuś walił cepem w snopki zboża i ustawiał wymłócone snopki przy
maszcie, a może przy jakim wyschniętym drzewie, bo to nie wiem, bo wkoło było
już ustawionych pustych snopków. Mamusia zaś stała z boku na wietrze,
podrzucała ziarno w górę, śmiejąc się radośnie, a wiatr oddzielał ziarno od
plew. Praca ich była jak by radosną zabawą. Później popatrzyli na siebie i tak
jakby uważali że to dość na dzisiaj,
podbiegli do tych snopków i na słomie kochali się.
Nie wiem czy to już
był czas dożynek, dziękczynienia Bogu za dobre plony. Nie wiem czy byli już
małżeństwem, czy tylko wykorzystali taki specjalny dzień ba, kiedy można było
uprawiać taki święty seksualny obrządek.
Rodzice byli młodzi w
wieku takim jak i szli do ślubu w Ostrówku, w kościele rzymskokatolickim.
To tak jakby dwie
rzeczy działy się w różnych a zarazem w tym samym czasie ale w różnych
miejscach na ziemi. Do tej pory mam przed oczami, mamusię uśmiechniętą, rumianą
i młodą, taką zdrową polską dzieweczkę.